- Czekam na zakończenie prac komisji i muszę to robić z cierpliwością - tak kilka dni temu mówił premier. Ale szefowi rządu może przyjść czekać naprawdę długo. Bo choć Miller zapowiadał, że polski raport z katastrofy będzie gotowy w czerwcu, to obecnie nic na to nie wskazuje.
- Jakość raportu jest ważniejsza niż data opublikowania - odpowiadał w czwartek premierowi Miller. Natomiast samo MSWiA milczy jak zaklęte. - Jak będziemy znać termin, powiadomimy - usłyszeliśmy od rzeczniczki resortu.
Przeczytaj koniecznie: Raport Prawa i Sprawiedliwości w sprawie katastrofy smoleńskiej: Klich kłamał po katastrofie tupolewa?
Nieoficjalnie na opóźnienie ma wpływać spór, jaki wywiązał się pomiędzy Tuskiem a Millerem. W jego efekcie szef MSWiA miał odmówić złożenia swojego podpisu pod raportem do momentu, aż w Polsce znajdą się i zostaną zbadane m.in. urządzenia rejestrujące parametry lotu, jak i wrak Tu-154.
A to szybko nie nastąpi. Bowiem zgodnie z zapowiedziami prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta (52 l.) dopiero na przełomie lipca i sierpnia polscy specjaliści i żandarmi udadzą się do Smoleńska przygotowywać transport zniszczonej maszyny. Kiedy wrak ostatecznie trafi do kraju i przejdzie odpowiednie badania, nie wiadomo.
- To dobrze, że minister Miller nie chce podpisać się pod raportem opartym na dowodach pochodnych. Z drugiej jednak strony skandalem jest ciągłe przekładanie daty jego publikacji oraz fakt, że prawdę poznamy pewnie dopiero po wyborach - ocenia mecenas Rafał Rogalski (35 l.).