- To pozwoli na odchudzenie wszystkich resortów - mówił jeszcze przed październikowymi wyborami premier Tusk. Zapowiedział wtedy zmiany w strukturze istniejących ministerstw. W miejsce istniejącego obecnie Ministerstwa Infrastruktury mają zostać powołane dwa oddzielne resorty - Transportu i Cyfryzacji. Kolejnym nowym bytem będzie też ministerstwo zajmujące się jednocześnie energetyką i ochroną środowiska. Przekształcenia czekają też Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które ma zostać podzielone na MSW i Administrację która zostanie połączona z resortem cyfryzacji.
I choć zmiany te mają nastąpić dopiero po Nowym Roku, to eksperci nie mają wątpliwości, że zamiast oszczędności przyniosą tylko dodatkowe wydatki.
- To jest zaskakujący pomysł, w którym dopasowuje się liczbę ministerstw do personaliów. Pociągnie to za sobą ogromne koszty. Trzeba przecież będzie zatrudnić nowych urzędników, każdemu kupić biurko i komputer, wynająć biuro... - mówi Robert Gwiazdowski (51 l.) z Centrum im. Adama Smitha.
Nie należy też zapominać o pensjach dla nowych ministrów, ich zastępców, doradców czy członków gabinetów politycznych i innych mających wejść w skład urzędniczej armii.
- Utrzymanie każdego z nowych ministerstw wyniesie kilkadziesiąt milionów rocznie - ocenia Józef Rojek (61 l.) z PiS, który dokładnie przyjrzał się kosztom funkcjonowania obecnie istniejących resortów. Suma 100 mln zł rocznie wydaje się realna. Zależeć to będzie od liczby zatrudnionych urzędników.
Obecnie w zależności od resortu waha się ona od kilkuset do prawie 2 tys. etatów. Czy nowe resorty będą równie rozdęte? - Dążymy do europejskich standardów. Proszę spojrzeć, jak tam rozdęta jest administracja - ironizuje poseł.