Sprawa ustawy sankcjonującej zapłodnienie in vitro wywołuje w Platformie spory już od kilku miesięcy. Wszystko przez to, że premier zlecił przygotowanie projektu znanemu ze swoich konserwatywnych poglądów Jarosławowi Gowinowi.
Tak jak można było się spodziewać Gowin na ustępstwa nie poszedł. W jego projekcie znalazł się między innymi zapis, że z metody sztucznego zapłodnienia mogłyby korzystać jedynie małżeństwa, co więcej chciał on zakazać tworzenia i zamrażania tzw. zarodków nadliczbowych.
Bardziej liberalni posłowie propozycję Gowina skrytykowali i stworzyli własny projekt ustawy bioetycznej. Dający szerszy dostęp do in vitro (również parom żyjącym w nieformalnym związku) i pozwalający na przechowywanie zarodków.
Konflikt wybuchł, gdy jasne stało się, że kompromisu uzyskać się nie da, a Gowin zagroził, że jeśli PO jako swój projekt przedstawi w Sejmie wersję liberalną to on zagłosuje za rozwiązaniami proponowanymi przez PiS (całkowity zakaz in vitro).
Efekt jest taki, że do Sejmu trafi nie jeden, a dwa projekty ustaw. Żaden nie będzie oficjalnie sygnowany przez Platformę jako partię, a każdy będzie „inicjatywą poselską”.
W tej sytuacji trudno jednak przewidzieć, czy którakolwiek ze zgłoszonych ustaw uzyska niezbędną większość głosów. Jeśli się to nie uda rozjemcą stanie się sejmowa speckomisja, która stworzy własny projekt. Taki, który ma szansę przejść przez głosowanie w parlamencie.
Nie będzie wojny o in vitro
2009-06-24
20:35
Donald Tusk znalazł sposób, żeby pogodzić swoich posłów i wyjść z twarzą z obietnic jak najszybszego uporania się z ustawą o in vitro. Zamiast jednego projektu całego klubu PO, do Sejmu trafią dwie propozycje sygnowane przez posłów.