Aleje Jerozolimskie 117. W czteropiętrowym bloku na drugim piętrze działa agencja towarzyska "Wenecja". To jedna z dwóch oficjalnie otwartych w tym rejonie. Ma nawet oddzielny domofon, by klienci łatwiej mogli do niej trafić. Po tym, jak Lech Kaczyński (59 l.) jako prezydent Warszawy wydał kilka lat temu wojnę prostytucji, z okien frontowych wychodzących na Al. Jerozolimskie zniknął tylko duży baner reklamujący usługi pań. Przybytek miłości działa jednak dalej.
Przez 24 godziny na dobę lokal odwiedzają tabuny żądnych erotycznych doznań mężczyzn. - To, co się tu dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie - martwi się Marek Malanowski (53 l.), mieszkaniec bloku. - Nocami pijani klienci prostytutek sikają na klatce schodowej, hałasują, tłuką dla zabawy w drzwi innych mieszkań - wylicza.
Pana Marka złości, że nikt na to nie reaguje. - Straż miejska i policja nawet nie przyjeżdżają na nasze wezwania - zaznacza.
Agencja towarzyska bardzo doskwiera też innym mieszkańcom bloku. - Wynajmuję tu kawalerkę od miesiąca, ale jak najszybciej chcę się wynieść - mówi Grzegorz Barański (21 l.), grafik. - Klienci tej agencji są hałaśliwi i agresywni. Szukają zaczepki, obrażają - dodaje.
W nocy pod blok przyjeżdżają taksówki i samochody, które zabierają klientów agencji. - Hałas jest nie do wytrzymania - mówi Marek Malanowski.
Wchodzimy do środka, udając klientów zainteresowanych seksualnymi igraszkami. Godzina kosztuje 100 zł. Numerek "francuski" bez zabezpieczenia 50 zł ekstra. W drzwiach wita nas 30- -letnia brunetka. Prowadzi do jednego z trzech pokoi i wychodzi. Na ścianie wisi stare lustro i pamiętająca czasy komuny tandetna tapeta. W rogu pokoju stoi łóżko, a na kaloryferze suszą się damskie majtki i biustonosze. Po chwili do środka wchodzą prostytutki: trzy, a wśród nich brunetka, która otwierała nam drzwi. Stają w samej bieliźnie i czekają na decyzję. Brunetka i dwie blondynki po czterdziestce. Pracują na zmianę z innymi. Stoją bez słowa i czekają. Wychodzimy, zastanawiając się, jak takie miejsce może być tak popularne.