Nie chciałem grać na golasa

2007-10-04 23:10

Krzysztof Szewczyk: - Aktor, piosenkarz to zawody bardzo stresujące. Mogą nawet doprowadzić do choroby psychicznej. Jak się dzisiaj czujesz?

MICHAŁ BAJOR: - Jako 50-latek czy jako artysta?

K.S. - Jako człowiek, który zetknął się z chorobami psychicznymi. Przypomniała mi się twoja rola Alana w "Equusie" w Teatrze Ateneum.

Maria SzabŁowska: - No to się cofamy do twoich debiutanckich czasów, do 1979 r., kiedy jako student Szkoły Teatralnej dostałeś pierwszą rolę.

M.B. - Tak, w ramach przygotowania do niej, Andrzej Rozhin wysłał mnie do szpitala psychiatrycznego. Miałem kilka dni pobyć z osobami nadwrażliwymi, znerwicowanymi... Byłem tam kwadrans - oni natychmiast mnie rozszyfrowali. Od razu wyczuli, że jestem zdrowy, mimo że miałem izolatkę.

M.S. - Słabo zagrałeś, Misiek.

M.B. - Miałem takiego stracha w oczach, że lekarz kazał wracać mi do domu. Zadzwoniłem więc do Rozhina i powiedziałem, że będziemy budowali rolę na podstawie literatury. I udało się.

K.S. - Recenzje były entuzjastyczne.

M.B. - To był kapitalny czas. Praca nad rolą, potem granie. Jednego tylko reżyser nie mógł ode mnie wyegzekwować - żebym grał na golasa. Nawet u boku uwielbianej przeze mnie Beaty Tyszkiewicz w "Wieczorze Abdana" w reżyserii Agnieszki Holland.

M.S. - Grałeś jej kochanka...

M.B. - Miałem wtedy 17 lat. Pomyślałem nawet, że może się jednak rozbiorę, ale Beata wzięła mnie do garderoby i powiedziała: "Nie rób tego, bo będziesz miał w szkole dwóję z zachowania". Sceny erotyczne miałem ze wspaniałą Krysią Jandą u Edwarda Żebrowskiego w "Białym dniu". Wprawdzie powiedziałem, że się nie rozbiorę, ale Krystyna mnie przechytrzyła. Zdjęła wszystko z siebie, no i musiałem się rozebrać. Następna taka sytuacja była u Filipa Bajona w "Limuzynie Daimler Benz". Reżyser rozebrał się i kazał to zrobić całej ekipie. Wyszła świetna scena.

K.S. - Twoje zdjęcie w "Super Expressie" też powinno być nago.

M.B. - Pod warunkiem że się rozbierzecie razem ze mną.

M.S. - Czy moglibyśmy poważnie porozmawiać o karierze Michała?

K.S. - Wszystko zaczęło się od trzepaka?

M.S. - Ja uważam, że wszystko zaczęło się od telewizora. Od tego, że gasiłeś telewizor i mówiłeś rodzinie, żeby oglądali ciebie, bo jesteś lepszy niż ci artyści w okienku.

M.B. - Miałem wtedy pięć lat. Tata - aktor, babcia - śpiewaczka operowa, siostry mamy - pianistki. Bardzo dużo osób malujących w rodzinie... To się nie mogło inaczej skończyć. Wszyscy wiedzieli, że ja będę coś robił na scenie. Nie wiadomo było tylko, czy będę tańczył, grał, czy może śpiewał.

K.S. - Jako kilkuletni chłopak już łapałeś pierwszą popularność na podwórku. Kręciło cię to?

M.B. - Oczywiście, że tak. Byłem przywódcą. Prowadziłem dzieci w jakieś miejsce, rozwieszaliśmy koc i robiliśmy przedstawienie.

M.S. - Ty w głównej roli...

M.B. - W głównej roli albo jako reżyser.

M.S. - Najpierw była Zielona Góra czy Sopot?

M.B. - Razem. Miałem 16 lat. Festiwal w Zielonej Górze był w czerwcu 1973 r., potem pojechaliśmy z rodzicami na wczasy do Kołobrzegu. Nagle na plaży rozległo się: "Pan Ryszard Bajor proszony jest do radiowęzła". I tam się dowiedzieliśmy, że po występach w Zielonej Górze jestem zaproszony na festiwal w Sopocie. W tym samym roku Maryla Rodowicz wyśpiewała "Małgośkę". Pamiętam, że w bufecie kupiłem sobie parówkę, która spływała tłuszczem, wszedłem do garderoby i byłem tak przejęty, że widzę Marylę, że mi ta parówka spadła z talerza i wylądowała centymetr od jej spódnicy, tej słynnej "bananówki" z napisem Małgośka. A było to tuż przed jej wyjściem na scenę. Maryla spojrzała i powiedziała: "Masz wielkie, dziecko, szczęście".

K.S. - Jak się czujesz jako 50-latek?

M.B. - Bardzo dobrze. Wiem, że to ostatni dzwonek, żeby jeszcze poszaleć.

M.S. - Twoja publiczność to kobiety.

M.B. - Pokochały mój repertuar. Kiedyś przyszła do mnie po koncercie znana dziennikarka. Powiedziała mi, że dzięki mnie rozwiodła się z mężem. On tak mnie nie znosił, a ona często słuchała moich piosenek. Byłem tą kroplą, która przelała czarę goryczy. Mówiła to rozpromieniona, bo wyszła ponownie za mąż. Mężczyźni są po prostu zazdrośni, gdy kobiety słuchają moich piosenek.

M.S. - Niektóre wręcz katują twoje płyty.

K.S. - No to będą miały następną. Piętnastą.

M.B. - Premiera 15 października. Będą też koncerty. Z Warszawą witam się 21 października w Teatrze Buffo. Zapraszam na mój koncert...

K.S. - Rozbierzesz się?

M.B. - Ubiorę się w nowy garnitur, bo zawsze do kolejnej trasy

szyję nowy...

Michał Bajor

Aktor i piosenkarz. Zagrał około 70 ról teatralnych i filmowych. Ma w repertuarze prawie 400 piosenek.

15 października ukaże się piętnasta płyta artysty "Inna bajka". Znajdzie się na niej 17 nowych piosenek - i flamenco, i bossa nova, i tango. Trasa koncertowa artysty potrwa do maja - w sumie 120 recitali.

Spódnica bananówa

Szczyt mody lat 70.

Bardzo modna w latach 70. spódnica do ziemi, uszyta z klinów w kształcie banana, które układały się spiralnie. Przeważnie bananówy szyto z dwóch kontrastowych materiałów lub kolorów, tak by podkreślić ich fason. Taką miała Maryla Rodowicz (62 l.). Składała się z białych i niebieskich klinów. Na białych był napis Małgośka. Bananówę nosiła też Danuta Rinn ( 70 l.)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki