Zanim w mojej głowie pojawiła się pierwsza myśl o tym, żeby być aktorką, teatr pojawiał się już w moich pierwszych zabawach. Bawiłam się w teatr najpierw z lalkami, potem z dziećmi w szkole. Grałam w przedstawieniach, ciągnęło mnie na scenę.
Pierwsza poważna myśl o tym, żeby uczyć się aktorstwa, pojawiła się w ogólniaku. Wstydziłam się jednak przyznać do tego, że będę zdawała do szkoły teatralnej. Wiadomo. Konkurencja była ogromna, mogłam sobie z nią po prostu nie poradzić. Potem, gdy się dostałam, nie wyobrażałam sobie, żebym mogła podjąć jakiekolwiek inne studia.
Egzaminy pamiętam doskonale, bo zdawałam je aż trzy razy. Za pierwszym razem poszło mi bardzo dobrze, ale zabrakło mi kilku punktów i na liście wpisana zostałam jako "czwarta pod kreską".
Następnym razem tak uwierzyłam w swoje siły i byłam pewna siebie, że... po pierwszych eliminacjach wyleciałam. Rodzice stwierdzili, że to już koniec mojej przygody z aktorstwem. Dlatego też trzeci raz zdawałam w tajemnicy przed nimi.
O moich egzaminach wiedziała tylko siostra. Zdawałam sobie sprawę, że tym razem to będzie wóz albo przewóz. I udało się! W szkole od początku, głównie przez moje warunki zewnętrzne, przypisywano mi role charakterystyczne. Trudno mnie było zakwalifikować jako amantkę czy delikatną dziewczynę i dlatego też zmagałam się z tym co trudne.
Nigdy nie zapomnę słów mojego profesora Aleksandra Bardiniego (82 l.). Spotkał mnie pewnego dnia na korytarzu u zapytał: "Pani Rożniatowska, czy pani się odchudza?". Odpowiedziałam, że oczywiście - całe życie bezskutecznie. Na to on: "Błagam, niech pani tego nie robi, bo nawet jak pani schudnie 20 kg, to i tak będzie pani tą grubą Rożniatowską, która schudła 20 kg. A straci pani wszystkie warunki".
Zawsze powtarzam sobie te słowa, gdy postanawiam przejść na dietę i nie za bardzo mi to wychodzi.