A oni w śmiech, bo u nas na zakładzie każdy mówi, że na wybory idzie i będzie głosował na K. i K. A więc ktoś tu kłamie. Albo sondaże, albo koledzy, czyli frekwencja. No a ja niezmiennie jestem co drugi i nie idę - protestował przeciw terrorowi wyborczemu szwagier.
Mówią już o mnie, że jestem gorszy i frajer. Bo nie chcę na losy ojczyzny wpływać. A ja się pytam, czy jak zagłosują na K. i K., to na coś wpłyną. Czy K. i K. w momencie trudnym, kiedy jedna głowa do decyzji ważnej nie wystarczy, przyjdą do mnie i zapytają jak niegdyś Gierek Edward: pomożecie?
Nie przyjdą, tłumaczą mi koledzy, bo po to ich wybierasz, żeby dać im mandat prezydencki (zezwolenie znaczy) na to, żeby nie przychodzili, tylko decydowali za ciebie. Tak mówią. Na to ja im prosto z mostu: tym bardziej nie idę. Bo oni chcą, bym dał im mandat władzy, a potem dla mnie będą mieli tylko mandat... karny. No.