Policjant i koń: Nie dam zjeść mojego partnera (ZDJĘCIA!)

2010-02-24 4:30

Przez dziewięć lat sierżant sztabowy Dariusz Rek (47 l.) dosiadał w pracy dorodnego konia Marsa (13 l.). Partnerzy patrolowali zielone tereny Śląska podczas największych imprez - koncertów, meczów czy festynów. Jednak po latach wiernej służby nad gniadym łbem Marsa zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo.

Koń zaczął chorować i musiał zakończyć służbę. Miał zostać sprzedany i najprawdopodobniej skończyłby w rzeźni przerobiony na kabanosy. Na szczęście Dariusz Rek na to nie pozwolił i postanowił adoptować wiernego rumaka.

Patrz też: Prokurator uwonił nożownika, bo ten ciął za płytko

W przypadku Marsa wcześniejsza emerytura nie oznaczała nic dobrego. Gdy zachorował, policja postanowiła go sprzedać i widmo zagłady zajrzało w ślepia nieparzystokopytnego policjanta. Dariusz Rek, funkcjonariusz patrolu konnego z Chorzowa, nie mógł się z tym pogodzić. Postanowił poprosić przełożonych, żeby oddali mu wierzchowca.


- Z Marsem jeździłem w patrolu od samego początku. To już dziewięć lat. Wspólnie bywaliśmy na wielkich meczach reprezentacji, koncertach, bawiliśmy dzieci na festynach. Nie brakowało też niebezpiecznych sytuacji, ale mamy do siebie zaufanie i zawsze z opresji obaj wychodziliśmy bez szwanku. Jesteśmy z sobą zżyci. Od razu pomyślałem, że nie pozwolę, żeby tak po prostu Marsa sprzedać nie wiadomo komu i po co - tłumaczy pan Dariusz.

Patrz też: Kronika kryminalna dla Polski (NA ŻYWO)

Opiekun Marsa słał do swoich przełożonych prośbę za prośbą. Jednak problemem było to, że Dariusz Rek nie miał gdzie trzymać emerytowanego rumaka - mieszka w bloku w Bytomiu. - W końcu znalazłem dla Marsa lokum w gospodarstwie na Opolszczyźnie i dostałem zgodę, że może ze mną zostać - cieszy się policjant.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki