Ponad 350 pracowników Huty Metali Nieżelaznych z Katowic-Szopienic może na razie odetchnąć z ulgą. Na wczorajszym walnym zgromadzeniu spółki załoga zdołała obronić zakład przed likwidacją. Kolejne starcie z właścicielem, który zamierza na dobre zamknąć hutę, czeka robotników pod koniec września. Załoga zapowiada ostrą walkę o zachowanie swoich miejsc pracy.
- Nie pozwolimy pogrzebać naszej huty - zapewniają związkowcy z zakładowej "Solidarności". - Będziemy bronić jej do samego końca. Tu pracowali nasi ojcowie i dziadkowie. Dorobek ich pracy nie może pójść na marne - dodają.
Coraz większe straty
Huta Metali Nieżelaznych SA jeszcze do niedawna prężnie działała na rynku. Jednak od kilku lat jej kondycja stopniowo się pogarsza. Związkowcy uważają, że to efekt nieudolnego zarządzania zakładem. Właściciele tłumaczą problemy m.in. spadkiem wartości dolara i euro oraz gwałtownym wzrostem cen miedzi.
Na zwołanym wczoraj walnym zgromadzeniu miała zapaść decyzja o zamknięciu huty i sprzedaży jej nieruchomości. Taką decyzję forsowali szefowie grupy Hutmen SA, do której należy prawie 62 procent udziałów w firmie.
Likwidacji sprzeciwili się jednak przedstawiciele Skarbu Państwa i załogi. - Po tym głosowaniu sprawa likwidacji huty nie jest przesądzona - przyznaje Michał Kujawski (33 l.), rzecznik spółki. - Wszystko może się jednak zmienić. Kolejne walne zgromadzenie ma się odbyć pod koniec miesiąca - zapowiada.
Jest surowiec, jest zbyt
Na samą myśl o zamknięciu huty pracownicy zaciskają nerwowo zęby. Zdecydowana większość z nich jest już po czterdziestce. Gdyby wylądowali na bruku, ze znalezieniem nowej pracy mieliby kłopoty.
- Tu pracowała moja babcia i ojciec, to i ja przyszedłem. W najczarniejszych snach przez głowę by mi nie przeszło, że kiedyś będą chcieli się nas pozbyć - mówi ze smutkiem Paweł Berger (48 l.), operator frezarki, który w szopienickiej hucie pracuje już od 33 lat. - Przecież mamy w kraju surowiec, a na miedź jest zapotrzebowanie na całym świecie. Wystarczy tylko dobrze pokierować hutą - przekonuje pan Paweł.
Włożyli tu serce
Pracownicy huty zapowiadają, że na kolejne walne zgromadzenie, którą ma być zwołane w Warszawie, pojadą wszyscy.
- Ludzie włożyli w tę hutę swoje serce. Niektórzy pół życia tu zostawili. Jak moglibyśmy zgodzić się na likwidację - kręci głową Henryk Adler (55 l.), szef "Solidarności" w hucie. - Po naszym trupie - stwierdza stanowczo.