"Super Express": - W jaki dzień powinniśmy obchodzić rocznicę śmierci księdza Jerzego Popiełuszki?
Antoni Dudek: - Myślę, że w ten, który dotąd obchodzimy, czyli 19 października.
- Pojawiają się informacje, że 19 października 1984 r. ksiądz Popiełuszko jeszcze żył...
- Nie są one na tyle spójne i przekonujące, abyśmy musieli tę datę zmieniać. Oczywiście nie oznacza to, że w dotychczas przyjmowanym przebiegu wydarzeń wszystko jest jasne. Są punkty wątpliwe, ale budowanie na nich alternatywnej wersji wydarzeń jest na pograniczu fantastyki naukowej.
- Przypomnijmy wersję oficjalną...
- Ksiądz Jerzy Popiełuszko po odprawieniu mszy w Bydgoszczy jechał do Warszawy. W okolicach miejscowości Górsk kierowca wiozący księdza został zatrzymany pod pretekstem kontroli przez trzech funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, z których jeden był przebrany w mundur milicyjny. Następnie ksiądz został wywleczony z samochodu i wsadzony do bagażnika samochodu porywaczy. Z kolei kierowca księdza został skuty kajdankami i posadzony na tylnym siedzeniu tego samego samochodu. Auto, którym podróżował ksiądz, zostało porzucone. W trakcie jazdy - i to jest pierwsza rzecz, która budzi ogromne wątpliwości - skutemu kajdankami kierowcy księdza udało się oswobodzić i wyskoczył z samochodu jadącego z prędkością blisko 100 km/h, przy czym nie odniósł on poważniejszych obrażeń. Ksiądz był dalej wieziony - zatrzymano się i bardzo mocno go pobito; próbował wówczas uciekać - w końcu, po kilku godzinach, skatowanego, wrzucono go do Wisły przy włocławskiej tamie.
- To jest wersja, którą wykazał proces toruński...
- Tak. I ona wydaje się najbardziej prawdopodobna.
- A jeżeli kierowca księdza był w zmowie z porywaczami? Czy to coś zmienia?
- Nie, przecież to nie daje żadnych dowodów na to, że porywacze nie byli mordercami księdza.
- Alternatywna wersja zakłada, że ksiądz jeszcze żył, gdy jego porywacze - pod wodzą Grzegorza Piotrowskiego - zostali ujęci. Pojawia się hipoteza, że Popiełuszko był przesłuchiwany nie przez tych ludzi, którzy go porwali. Być może miało to miejsce w bazie KGB...
- Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Po pierwsze, uczestnicy tego porwania są już od lat na wolności. Noszą w sobie piętno udziału w najgłośniejszym mordzie politycznym w historii komunizmu w Polsce po 1956 roku. Nigdy nie twierdzili, że to nie oni zabili księdza. Po drugie, z zeznań składanych w procesie toruńskim wynika, że kilka dni przed porwaniem Piotrowski próbował po raz pierwszy dokonać zamachu na księdza, rzucając kamienie w jadący samochód - licząc, że spowoduje wypadek ze skutkiem śmiertelnym.
- Czemu więc służy alternatywna wersja zdarzeń?
- Służy próbie udowodnienia tezy, że księdza chciano zwerbować jako współpracownika.
- Czy nie podejmowano takich prób wobec księży?
- Owszem, podejmowano. Ale jeżeli chce się kogoś zwerbować, to nie próbuje się go zabić. Pierwsza próba zabicia księdza podważa sens operacji werbunkowej.
- Załóżmy jednak, że czeka na odkrycie element układanki, który pokaże, że kto inny porwał, a kto inny zamordował...
- Inna jest kara za porwanie, a inna za zamordowanie. Piotrowski i jego ludzie musieliby dostać jakieś odszkodowanie, bo mieli wyrok za zabójstwo. Ale w takim razie, gdzie są ci, którzy mogli tej zbrodni dokonać? Przyjęcie wersji alternatywnej powoduje, że wiemy jeszcze mniej niż teraz. Bo w takim przypadku twierdzimy, że to nie Piotrowski - choć się do tego przyznał i swoich zeznań nigdy nie odwołał - ale był ktoś inny, ale nie wiemy, kto. Dla mnie z alternatywnej koncepcji nie wynika nic spójnego. Oto bowiem kilka dni później widziano jakiś pakunek przypominający zwłoki wrzucane do Zalewu Włocławskiego. Ale czy to musiały być zwłoki księdza Popiełuszki - niekoniecznie. Prócz tego zwłoki rzekomo wyłowiono, a później wrzucono z powrotem. To się nie trzyma kupy.
- Co pan sądzi o podejrzeniach wobec gen. Kiszczaka? Czy on wiedział o porwaniu, monitorował je?
- Takie założenie - a jest ono integralną częścią alternatywnej wersji wydarzeń - utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że wersja alternatywna jest błędna. Ja twierdzę, że zbrodnia dokonana na księdzu Popiełuszce była wymierzona również w Kiszczaka i Jaruzelskiego.
- Dlaczego?
- Świadczą o tym dwie rzeczy. Po pierwsze to, że doszło do procesu toruńskiego. W PRL-u mieliśmy do czynienia z wieloma zabójstwami, które były dziełem funkcjonariuszy bezpieki i zawsze te sprawy tuszowano. W sprawie Grzegorza Przemyka nawet sfingowano proces załogi karetki pogotowia. Dlaczego w sprawie Popiełuszki nie próbowano twierdzić, że coś takiego nie miało miejsca albo że dokonali tego inni ludzie? Przecież Kiszczak zdecydował się na krok, który był całkowitą kompromitacją jego resortu - na proces funkcjonariuszy. Fakt, że zmanipulowany, ale jednak proces. Zrobił to dlatego, że uważał, iż zabójstwo księdza Popiełuszki jest ciosem w niego i w jego pryncypała gen. Jaruzelskiego.
- Czego mieliby się obawiać?
- Konsekwencji niepokojów społecznych - tego, że pogrzeb przerodzi się w gigantyczną manifestację. Tak się zresztą stało.
- Tylko że była ona pokojowa...
- Ale oni tego nie mogli być pewni.
- A zatem kto zadecydował o tym, że ksiądz ma zginąć?
- Podam moją hipotezę: gen. Mirosław Milewski. W odróżnieniu od Kiszczaka i Jaruzelskiego on miał motyw.
- Co nim było?
- Kilkanaście tygodni wcześniej do świadomości Kiszczaka i Jaruzelskiego doszły informacje o tzw. aferze Żelazo, której organizatorem był gen. Milewski. Wiele przemawia za tym, że Milewski miał świadomość, że z tego powodu niedługo zostanie odwołany z kierownictwa partii, co zresztą nastąpiło, ale dopiero w połowie 1985 r.
- Ale do czego byłoby mu potrzebne zabójstwo kapelana Solidarności?
- Mógł rozumować w ten sposób, że tylko wielkie niepokoje społeczne mogą uratować jego obecność na stanowisku. Na to jest jeszcze jeden dowód - notatka pochodząca z niepublikowanych pamiętników Wiesława Górnickiego, jednego z głównych doradców gen. Jaruzelskiego. Kilka lat temu odkrył ją prof. Paczkowski. Górnicki pisze w niej - a miało to miejsce kilka dni po zniknięciu księdza - że jest przekonany, że za tą sprawą stoi gen. Milewski. A była to notatka poufna.
Antoni Dudek
Historyk, politolog, doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Ma 42 lata