Nie mamy już dla kogo żyć

2009-04-15 7:00

Rozmiar tragedii, która dotknęła Bolesławę (56 l.) i Jana (65 l.) Szurgotów, trudno opisać słowami...

Starsi ludzie stracili w katastrofie w Kamieniu Pomorskim sześcioro swoich najbliższych - córkę Żanetę (35 l.), zięcia Jacka (40 l.) i czworo ukochanych wnucząt: Andżelikę (14 l.), Klaudię  (12 l.), Adelkę (4 l.) i trzyletnią Amelkę. - Jak Bóg mógł dopuścić do tej tragedii...? - ciągle pytają zrozpaczeni rodzice i dziadkowie, którzy wraz z tragiczną śmiercią swoich bliskich stracili sens życia.

Jacek Konik i Żaneta Szurgot mieszkali na drugim piętrze hotelu grozy od ponad roku. - Nie byli zamożni. Musieli przeżyć z jednej pensji. Jacek pracował w tartaku niedaleko Kamienia Pomorskiego i nie zarabiała zbyt wiele. Ale oni chcieli się szybko uniezależnić i nie tułać po rodzinie - opowiada Bolesława Szurgot. Oczy kobiety cały czas zalewają się łzami. - Gdy dostali ten komunalny kąt, bardzo się z tego cieszyli - wtrąca pan Jan. - Córka przyjeżdżała do nas, ale zawsze tylko na chwilę. Za to wnuki zostawały u nas dłużej - wspominają wstrząśnięci tragedią dziadkowie. - Boże, jakie piękne oczki miała Klaudia! A Andżelika buzię jak aniołek - opowiada pani Bolesława, nie kryjąc już łez.

- Jak to możliwe, że Bóg wezwał do siebie ich wszystkich...? Dlaczego? - takim pytaniom zadawanym przez pogrążoną w żałobie rodzinę nie ma końca. Tym bardziej że pani Żaneta tuż przed świętami wyszła ze szpitala i cały wolny czas chciała spędzić z ukochanymi dziećmi. - Podejrzewano, że ma raka - opowiada jeden z jej krewnych. - Ale wyniki podobno były pozytywne - dodaje, nisko opuszczając głowę. - Żanetka cieszyła się jak małe dziecko, bo dostała od losu drogą szansę. Skąd mogła wiedzieć, że raptem dwa dni później spłonie żywcem, razem ze swoimi dziećmi i ukochanym... - mówią krewni.

- Modlę się do Boga za duszyczki moich aniołków - mówi przez łzy pani Bolesława. - Czuję, że przez tę tragedię już niedługo do nich dołączę. Mam nadzieję tylko, że nie cierpieli...

- Nie wiem, czy wytrzymamy pogrzeb. To, że zginęli wszyscy nasi najbliżsi, jeszcze do nas nie dotarło! Jak Bóg mógł dopuścić do takiej tragedii?! - mówi rozdarty bólem pan Jan (65 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki