Masz pieniądze, to się leczysz. Jeśli nie, to masz kłopot. Tak wygląda polska rzeczywistość. Pan Kazimierz Bogusz (64 l.) z Pietrzykowic koło Żywca od dwóch lat czeka na operację wszczepienia endoprotezy lewego kolana. Kiedy wreszcie udało mu się znaleźć klinikę, gdzie termin wyznaczono mu na 21 stycznia, jego operacja jest zagrożona! NFZ rozwiązał kontrakt z kliniką EuroMedic w Katowicach, po czym przedłużył tylko do końca stycznia.
- Ogromnie się boję, że przestanę chodzić. Na prywatne leczenie i operację mnie nie stać, bo taka operacja, jak się dowiadywałem, kosztuje około 20 tys zł. Jeśli wypadnę z kolejki, to będę czekał 7, 8, a może 10 lat na operację?! To skandal - żali się nam pan Kazimierz.
Niestety, to nie jest nadzwyczajny przykład. Podobne historie opowiadają nam Czytelnicy codziennie. Jeśli minister Bartosz Arłukowicz (43 l.) lub jego urzędnicy nam nie wierzą, to zapraszamy na dyżur telefoniczny do redakcji.
Zobacz też: Radosław Sikorski: "Polacy! Wracajcie do domu!" Po co? Tutaj się haruje za tysiąc złotych!
Powinniśmy pogratulować politykom za tak udane reformy służby zdrowia. Według "Diagnozy Społecznej 2013" już aż 50,6 proc. gospodarstw domowych płaciło w 2012 r. za leczenie. Nasze rachunki sięgają nawet 25 miliardów zł rocznie. To góra pieniędzy, bo jeszcze w 2003 roku wydawaliśmy ok. 13,9 mld zł. To oznacza, że w ciągu prawie 10 lat koszty prywatnego leczenia urosły co najmniej o 10 mld zł!
Płacimy za konsultacje, badania i leki. Wykupujemy abonamenty medyczne, płacimy za aparat ortodontyczny dla dziecka, za plombę, kupujemy dla chorej matki pampersy lub opatrunki, bo szpital nie ma na to pieniędzy. Lista wydatków jest długa. Coraz częściej też sięgamy do kieszeni, bo po prostu nie mamy zdrowia czekać w kolejce.
Często nie mamy innego wyjścia jak zapłacić. Czekanie 380 dni do kardiologa albo kilka lat na operację ślepnącego oka może kogoś kosztować strasznie drogo.