Nie mógłbym już wozić ludzi

2008-07-15 4:00

W bielskiej Prokuraturze Okręgowej zeznawali wczoraj szef firmy przewozowej, do której należał rozbity w Serbii autokar, oraz drugi z kierowców neoplana. Obaj pojawili się w prokuraturze o godzinie 12.30. Przez następne kilka godzin szczegółowo odpowiadali na pytania śledczych.

To dopiero początek działań prokuratury. Śledczy chcą przesłuchać wszystkich pasażerów autobusu oraz oczywiście kierowcę, który prowadził autokar w chwili wypadku. Na razie Andrzej K. (44 l.) siedzi jednak w serbskim areszcie.

Niezależne postępowania

- Nasze postępowanie toczy się niezależnie od tego prowadzonego w Serbii - mówi prokurator Katarzyna Kuklis (46 l.), szefowa Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej. -ĘJeśli tam doszłoby do postawienia zarzutów komukolwiek, rozważymy, czy i my postawimy zarzuty. W Serbii zagrożenie karą za spowodowanie wypadku jest bardzo podobne i dlatego istnieje możliwość, że odstąpimy od postawienia zarzutów, gdyż nie można dwa razy odpowiadać za jeden czyn -Ęwyjaśnia pani prokurator.

Dodaje, że śledztwo w Serbii jest priorytetowe, a to oznacza, że dokumenty niezbędne w postępowaniu, m.in. raporty z miejsca wypadku, zostaną dostarczone do bielskiej prokuratury znacznie później.

Nie chciał rozmawiać

Wczoraj w gmachu prokuratury pojawili się także funkcjonariusze Inspekcji Transportu Drogowego. Na ich pytania odpowiadał pilot tragicznej wycieczki Wiesław Swatek (57 l.).

- Najgorsze było to, że w momencie wypadku ludzie spali. Gdyby nie to, mieliby szansę się ratować. Do dyspozycji było wiele uchwytów, rączek, rurek. Ja zdążyłem się złapać i dlatego żyję - mówił Wiesław Swatek.

Po kilkugodzinnym przesłuchaniu nie był skory do rozmów Józef Rzepka, szef firmy "Moana" z Rudy Śląskiej, która była właścicielem autobusu. Wsiadł do samochodu i odjechał.

Inspektorzy ITD sprawdzają wciąż, czy w momencie tragedii autobus miał ważne badania techniczne. Z pierwszych informacji wynikało bowiem, że ich termin minął 9 lipca. - Ostatecznie będziemy to wiedzieć jeszcze w tym tygodniu - mówi Alvin Gajadhur z ITD.

Zdzisław Kucharczyk (54 l.), drugi z kierowców, po wyjściu z prokuratury przekonywał, że autobus był w dobrym stanie. - Jeździło się nim dobrze, technicznie był w porządku - zapewniał Zdzisław Kucharczyk.

Wcześniej w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" przyznał, że po dramatycznych przeżyciach zamierza odejść z turystyki. - Już nie mógłbym wozić ludzi - wyznał mężczyzna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki