Tylko "Super Expressowi" Ewa Wachowicz (39 l.) opowiada, dlaczego została rzecznikiem premiera i dlaczego dziś woli kuchnię od polityki.
W 1993 r. odbyły się Targi Expo. Wybrałam się tam z polskim rządem jako asystentka prof. Zbigniewa Religi (†71 l.). Nasz pawilon zdobył ogromną popularność. Wróciłam do Polski, akurat premierem był Pawlak.
Poznaliśmy się już podczas wyborów Miss Polonia. Był wtedy prezesem PSL-u. Cieszył się, że nie wstydzę się mówić, że jestem ze wsi. Poprosił mnie o spotkanie i zaproponował mi stanowisko rzecznika prasowego. Miałam parę dni na decyzję. Nie była ona łatwa, bo nie mogłam jej konsultować z nikim, żeby nikt się nie dowiedział. To był wtedy moment skomplikowanej sytuacji politycznej.
Funkcja rzecznika dla młodej dziewczyny, jaką wtedy byłam, to było nie lada wyzwanie. Pracowałam w Telewizji Kraków i stawiałam pierwsze kroki w telewizji Polsat, więc miałam jakieś doświadczenie. Dla mnie to było jednak wyzwanie. Naprawdę miałam poczucie, że tworzymy wolną Polskę, że dzieje się coś ważnego. Podjęłam to ryzyko, bo chciałam zobaczyć, jak wygląda praca rządu, jak tworzy się historia. Po trzech nieprzespanych nocach zgodziłam się. Pozwolili mi na zatrudnienie fachowców. Długo musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem, że długie włosy nie znaczą, że taka kobieta nie musi się odzywać. Musiałam z tym powalczyć.
Dziś robię to, co lubię, jestem w innym momencie życia. Nie mam już 23 lat. Nauczyłam się, że nigdy nie należy mówić nigdy. To była ciekawa przygoda, ale kuchnia jest fajniejsza od polityki. Polityka bywa ciężkostrawna, zwłaszcza w Polsce, w której przecież wszyscy znają się na polityce, kuchni i piłce nożnej. Dziś jestem nie tylko spełnioną kobietą, ale szczęśliwą matką. Ola (8 l.) jest i nie jest podobna do mnie. Gdy patrzę na nią, to widzę, że w wielu rzeczach stara się mnie naśladować. Ale jest z pewnością bardziej dziewczęca niż ja byłam. Dla mnie dzień jej przyjścia na świat był najpiękniejszy.