Z tym dylematem nie poradziłby sobie najwybitniejszy filozof: Czy można cieszyć się czymś, czego się nie pamięta? Otóż Andrzej Z. miałby wszelkie przesłanki by sądzić, że impreza w klubie go-go, gdzie spędził wieczór, była jego najwspanialszą imprezą urodzinową w życiu. Wskazują na to silny poalkoholowy ból głowy, ogólny stan sponiewieranej garderoby (wskazującej na bliskość osób płci pięknej) i dowód koronny: gigantyczny rachunek. Kłopot w tym, że pan Andrzej nic nie pamięta. I jak tu cieszyć się z takiej zabawy? Nic więc dziwnego, że w jego głowie zrodził się niepokój. A co jeśli został perfidnie oszukany i szampańskiej zabawy w ogóle nie było? Andrzej Z. rekonstruuje feralny wieczór.
Trzy łyki piwa i 13 tysięcy złotych
- Tego dnia pracowałem na drugą zmianę, skończyłem o godz. 22. Potem z kolegami bawiłem się w klubie karaoke. Wypiłem z nimi dwa piwa, ale żadnemu nie postawiłem ani kufla. Około północy miałem wracać do domu, ale spóźniłem się na autobus. Na Starówce jakaś dziewczyna zaprosiła mnie do klubu. W środku dosiadła się do mnie dziewczyna z bikini i zapytała, czego się napiję. Powiedziałem: "Piwa". Wziąłem trzy łyki i nic więcej nie pamiętam. Do domu wróciłem taksówką, zapłaciła za nią mama. Nie wiedziałem, gdzie jestem i co się ze mną dzieje - opowiada pan Andrzej.
Zobacz też: Zapłacił za drinka w nocnym klubie 98 tysięcy zł!
Gdy oprzytomniał, okazało się, że jego konto jest wyczyszczone z 5200 złotych oszczędności. Ale to nie wszystko. W kieszeniach znalazł swoje dwa kolejne zobowiązania, z których wynika, że przebalował jeszcze 7500 złotych.
Pan Andrzej sprawę skierował na policję, która wszczęła śledztwo pod kątem oszustwa i kradzieży.