Drewniany parterowy domek w centrum Łukowa. To tu cztery miesiące temu pani Jadwiga wynajęła za 500 zł lokum. Nie wiedziała, że są już w nim lokatorzy. I to jacy! - Jak tylko zrobiło się ciepło, to zaraz zaczęły przenikać do domu - opowiada kobieta.
Początkowo łatała dziury wygryzione w ścianach i podłodze, ale wszystko na nic, bo już po paru godzinach odkrywała nowe. Więc zaczęła nastawiać pułapki, ale i to nie poskutkowało. - One są cwane. Wiedzą, żeby tego nie ruszać - mówi.
Kiedy któregoś razu odkryła szczury w pokoju dwuletniej Gabrysi - wpadła w popłoch. - Siedziały na kołdrze dziecka i coś przeżuwały. Chciałam je przepędzić, ale zaczęły na mnie skakać. Przestraszyłam się. Zrozumiałam, że to nie przelewki - wspomina.
Od tego dnia strzeże córeczki jak oka w głowie. Nocami siada przy jej łóżku z nożem w ręku, gotowa w każdej chwili odeprzeć atak szczurów. - Gdy tylko się pojawią, wrzeszczę i rzucam nożem - wyznaje. Na profesjonalną firmę zajmującą się walką z gryzoniami jej nie stać. Utrzymuje się z 500 plus i rodzinnego, w dodatku jest w ciąży i w październiku urodzi. Z przerażeniem myśli, co może się stać, kiedy szczury zaczną wchodzić do łóżeczka niemowlaka. Chciałaby się stąd wynieść, ale miasto nie ma wolnych lokali. - Obiecują, że może coś dostanę pod koniec roku - mówi z rozpaczą.
Zobacz: Wypadek busa na S8. Runął ze skarpy. 7 osób w szpitalu!
Przeczytaj też: Wypadek autobusu z polskimi turystami w Turcji: 1 osoba nie żyje, 11 rannych [ZDJĘCIA]