Radosław Ratajszczak, prezes wrocławskiego zoo, podkreśla w rozmowie z nami, że do podobnych tragedii dochodzi w parkach krajobrazowych, w których drapieżniki żyją na wolności. - W ciągu roku ginie kilka osób. Bo wchodzą na terytorium tygrysa - mówi dyrektor. Podobnie było w środę we Wrocławiu. Do klatki tygrysa wszedł Ryszard P. (?58 l.), opiekun drapieżników w zoo. Miał skosić tam trawę. Dzikie zwierzę rzuciło się na niego, bo osobna klatka, w której miało być zamknięte na czas pracy, pozostała - z niewyjaśnionych przyczyn - otwarta.
Tygrys trafił teraz do izolatki. Przez 25 dni będzie obserwowany przez weterynarzy - takie są przepisy. Po tym okresie wróci na wybieg. - Spodziewam się, że będzie ogromne zainteresowanie wśród zwiedzających. To przykre, ale podobnie było w indyjskim New Delhi, gdzie tygrys zabił mężczyznę. Później tłumy chciały go oglądać - opowiada dyrektor.
Zobacz: Olsztyn. 37-latek udawał MARTWEGO dzika, aby ukryć się przed policją