"Super Express": - Problem jest niestety stary i powszechny. Nazywa się: "polskie obozy koncentracyjne". Richard Beeston z "The Times" powiedział "Super Expressowi", że w tym określeniu nie ma nic zdrożnego, gdyż ma ono konotacje geograficzne.
Dariusz Libionka: - Faktem jest, że pojawiają się takie sformułowania - są one dość nieszczęsne. Ale nie możemy też tego demonizować, gdyż ludzie, którzy ich używają, nie działają w złej wierze. W ich rozumieniu jest to określenie geograficzne.
- Ale łatwo się sprzęga z innymi znaczeniami - jest więc mylące.
- Dla jednych mylące, dla innych nie. Ktoś by musiał być kompletnym ignorantem, żeby wysnuć taki wniosek, że "polskie" znaczy "stworzone przez Polaków".
- Ignorantów nie brakuje. Ostatni bezpośredni świadkowie tamtych czasów odchodzą, a dla nowych pokoleń ta historia będzie coraz bardziej odległa i rozmyta.
- Oczywiście, lepiej nie używać takiego sformułowania. Ale przecież urzędnicy MSZ reagują w takich przypadkach. Cóż więcej można zrobić?
- Cokolwiek. Oby tylko skuteczniej niż dotychczas. Może, jak sugeruje w wywiadzie dla "Super Expressu" prof. Wojciech Roszkowski, należy ścigać sądowo wszystkich, którzy rozpowszechniają ten termin?
- Nie, ponieważ osoby, które posługują się tego typu kalką, nie mają na myśli niczego złego. Za terminem "polskie obozy" nie idzie insynuacja, że to Polacy w nich mordowali. Co więcej, bardzo łatwo jest wykazać, kto stworzył te obozy i że nie byli to Polacy.
Dariusz Libionka
Pracownik naukowy Państwowego Muzeum na Majdanku, członek Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN