Ten bydgoski gangster znany był wszystkim jako "Księżę". I nic dziwnego! Był prawdziwym władcą przestępczego podziemia. Według policji handlował narkotykami, ściągał haracze, hojną ręką rozdawał na prawo i lewo łapówki.
Przez lata narobił sobie wielu wrogów wśród przeróżnych szumowin. Dwa razy do niego strzelano. Cudem przeżył też eksplozję bomby podłożonej w jego samochodzie. Kiedy jednak zobaczył swoją ukochaną Sylwię, jak blada z bólu leży na szpitalnym łóżku, coś w nim pękło. - Czy nie obowiązują już żadne zasady? Jak chcecie mnie dorwać, to strzelajcie do mnie, a nie do mojej Sylwii - apeluje do bydgoskich bandziorów.
Potężny, wygolony na łyso mężczyzna cały czas czuwa teraz przy łóżku ukochanej, jakby bał się, że ktoś znowu spróbuje ją skrzywdzić. Widać ma się czego bać, bo jego Sylwia tylko cudem jeszcze żyje.
Dziewczyna została znaleziona w ostatnią sobotę na jednym z bydgoskich osiedli. Nieprzytomna z bólu dosłownie tonęła w kałuży własnej krwi, która wciąż tryskała z przestrzelonej tętnicy.
Na jej szczęście ten, kto ją znalazł, natychmiast zawiadomił pogotowie. Do szpitala akademickiego było jakieś 500 metrów. Dzięki temu już po chwili Sylwia trafiła na stół operacyjny. Lekarze długo walczyli o jej życie, w końcu jakimś cudem udało im się zszyć krwawiącą okropnie tętnicę.
"Książę" przekonuje, że zerwał już z życiem gangstera. Sprzedał wielki dom, a luksusową brykę za dwieście tysięcy zamienił na auto za 20 tysięcy. - Sprzedałem wszystko, żeby mieć na adwokatów. Jestem na emeryturze - zapewnia.
Widać jednak dawni "koledzy" mu nie wierzą i uznają, że "Księżę" dalej jest dla nich ważnym celem.