Ta historia zaczęła się na stacji benzynowej w Pawłowicach. Jacek Biernacki podjechał tam swoją nubirą. Dochodziła północ. Nagle... - Płaciłem za paliwo, gdy ktoś krzyknął, że moje auto odjeżdża. Wybiegłem z budynku - opowiada górnik. - Biegłem jakiś czas, ale potem zatrzymałem inny samochód. Po prostu władowałem się do środka i poprosiłem, kierowcę, żeby gonił złodzieja. Bardzo mu dziękuję - dodaje Biernacki.
Skradzione auto udało się dopędzić po kilku kilometrach. Już na ulicach Jastrzębia-Zdroju. Tam pomocnik górnika zajechał nubirze drogę. Jacek Biernacki rzucił się wtedy na maskę nubiry. - Jednak złodziej zaczął jechać. Chwyciłem się relingów dachowych, odbiłem lekko w górę i już po chwili leżałem na dachu. On jechał wężykiem, hamował. Za wszelką cenę chciał mnie zrzucić z dachu. Wtedy sięgnąłem za klamkę tylnych drzwi. Przy drugiej próbie udało mi się je otworzyć. Trzymając się jedna ręką relingu, a drugą drzwi wślizgnąłem się do środka, a potem na przednie siedzenie - opisuje swoją kaskaderską akcję pan Jacek.
Reszta była już w miarę prosta. Górnik zaciągnął hamulec ręczny i wyjął kluczyki ze stacyjki. Złodziej będzie się tłumaczył z kradzieży w sądzie.
Zobacz: Tomasz Lis zasłabł! Mamy film!