Młoda para - Tadeusz i Sylwia - powiedziała sakramentalne "tak" w kościele Dominikanów na warszawskiej Starówce. Rodzice pana młodego nie kryli emocji. Szczególnie dla matki był to wzruszający moment, gdy usłyszała, jak jej syn, absolwent prawa i socjologii, mówi swej ukochanej "tak".
Przeczytaj koniecznie: Tusk namaścił Komorowskiego na prezydenta?
Ale dodatkowym powodem wzruszeń marszałka i jego żony Anny były wspomnienia. Ślubu udzielał ich synowi ten sam ksiądz, przed którym równo 33 lata temu przysięgali sobie miłość i wierność aż po grób.
W sobotę kościół św. Jacka był wypełniony po brzegi. Gośćmi byli jednak tylko najbliżsi i znajomi rodziny marszałka Sejmu. Nie pojawili się żadni politycy. Nie było kamer telewizyjnych. Podobnie było na weselu, które urządzono w Hotelu Europejskim. Żadnych obcych, tylko najbliżsi.
W przypadku marszałka i jego rodziny jest to normalne. Ten szanowany polityk, który już niedługo może zostać kandydatem PO na prezydenta RP, ceni prywatność. Marszałek jest bowiem człowiekiem bardzo rodzinnym. To dlatego nie zaprosił swoich kolegów polityków na tak prywatną uroczystość.