Dokładnie o godz. 11.40 ze zboczy zsunęły się masy śniegu, zasypując turystów.
- Przede mną szły dwie osoby i jeszcze trójka - dwa takie zespoły. Stwierdziłem, że jest już dosyć niebezpiecznie i miałem się wycofać, ale już było za późno. Pamiętam tylko tyle, że znalazłem się pod Czarnym Stawem - opowiadał w TVN24 o wypadku jeden z ocalałych.
Do akcji natychmiast ruszyli ratownicy z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ponad 40 osób metr po metrze w towarzystwie wyszkolonych psów przeczesywało śnieżne zaspy. Około godz. 14 wydobyto spod śniegu ciało pierwszego turysty.
- To moi przyjaciele - ze łzami w oczach mówi Maciej Bartman (28 l.) z Zakopanego. - Dwa dni temu zachęcali mnie, żebym z nimi poszedł. Janka (25 l.) i Stefana (25 l.) już nie ma, Grzesiek, z którym znam się od sześciu lat, leży na oddziale intensywnej opieki medycznej - mężczyźnie łamie się głos.
Pan Maciej doskonale pamięta, jak znajoma jego warszawskich przyjaciół przestrzegała ich, by nie wybierali się w góry.
- To będzie tylko mały rekonesans - uspokajali ją, nie podejrzewając, że może przytrafić im się coś złego.
W górach nie byli po raz pierwszy, bardzo je kochali, cała trójka była po kursach lawinowych.
- Słyszałem, że ktoś, kto szedł przed nimi, podciął lawinę. Oni na pewno by tego nie zrobili, bo byli zbyt doświadczeni - pewny jest Maciej Bartman. - Żeby tylko Grzesiek przeżył. On był prawie półtorej godziny pod śniegiem, ale wierzę, że stanie się cud.
Edward Lichota (42 l.), dyżurny ratownik TOPR w Zakopanem i odpowiedzialny za wczorajszą akcję ratunkową, opowiada, że zgłoszenie o zejściu lawiny dostali telefonicznie od świadka zdarzenia. Gdy przylecieli na miejsce, cztery osoby były już na powierzchni.
- Dwie osoby reanimowaliśmy, ale w jednym przypadku to się nie udało. Pozostałych dwóch turystów miało połamane nogi - relacjonuje ratownik. - Na obecnym etapie nie ma pewności, czy odnaleźliśmy wszystkie osoby, które porwała lawina - dodaje Lichota.