Aż włos się jeży na głowie, kiedy czyta się relacje kobiet, które przeżyły koszmar na porodówce. Teksty lekarzy i położnych zdecydowanie nie ułatwiły porodu, a wręcz przeciwnie.
Kobieta trafiająca na oddział porodówki to kłębek nerwów. Nie dość, że musi zmierzyć się z niespotkanym bólem, to dodatkowo musi znosić upokorzenia ze strony personelu szpitala. Kiedy w obawie o dziecko informuje lekarzy, że chyba odeszły jej wody, ci z kpiną pytają: "A czy to przypadkiem nie siki?".
Zdarza się, że nawet ordynator potrafi zwalić z nóg swoimi tekstami. "Gdzie mi z tym dupskiem uciekasz. Jak się pi....łaś to cie nie bolało" - kwituje lekarz, którego pacjentka tuż przed porodem zwija się z bólu. Jak podsumowuje poród inny z ordynatorów, "kobiety kiedyś rodziły na polu i przynajmniej był święty spokój". Kiedy z kolei nastaje potrzeba cesarskiego cięcia, lekarze tracą cierpliwość, kiedy nie mogą wbić igły ze znieczuleniem w odpowiednie miejsce. Wtedy zirytowani potrafią wypalić: "A niech cie kroją na żywca".
Zobacz: Poród naturalny czy cesarka? Gwiazdy za i przeciw
Niedoświadczone w porodzie kobiety są najbardziej narażone na atak. "Jak nie zaczniesz normalnie przeć, to chętnie sobie wyjdę, a ty zdychaj na tym łóżku, bo ja nie siedzę tu dla przyjemności" - wykrzykuje odbierająca poród. "Niech królewna nie drze tak ryja tylko prze!" - zirytowała się kolejna.
Już przy samej dyżurce można usłyszeć ciekawe, niecenzuralne rozmowy. Na wezwanie położnej do porodu, pani lekarz odpowiada: "Kur...a już?! Ja zaczęłam jeść!"
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail