Do tragedii doszło w marcu ubiegłego roku. Izabela Sz. zostawiła w domu bez opieki troje swoich dzieci: Szymonka (7 l.), Zuzię (3 l.) oraz Amelkę i... poszła do koleżanki na plotki.
W tym czasie uwagę Amelki przykuł piecyk farelka, który ogrzewał pokój. Dziecko podeszło do włączonego, rozgrzanego urządzenia. Kłęby piekielnie gorącego powietrza wystrzeliły w twarz malutkiej dziewczynki. Zaczęły parzyć jej małe ciałko. Amelka krzyczała, brat i siostrzyczka nie wiedzieli jak jej pomóc. Wołały mamę. Na próżno. W końcu poparzona dziewczynka padła na podłogę i straciła przytomność.
Patrz też: Rogienice Wielkie: Gabrysia płonęła żywcem przez petardę w samochodzie
Kiedy matka wreszcie wróciła do domu, Amelka jeszcze żyła. Kobieta zamiast rzucić się jej na ratunek i wezwać pogotowie, położyła córeczkę do łóżeczka i zaczęła sprzątać. Dziewczynka skonała w samotności. Dopiero gdy w mieszkaniu pojawił się ojciec dzieci, Marek R. (42 l.), Izabela Sz. wezwała pogotowie.
Niestety, lekarz mógł tylko stwierdzić zgon Amelki. Dziewczynka miała oparzenia II i III stopnia obejmujące aż 75 procent jej ciała. Gdyby natychmiast trafiła do szpitala, przeżyłaby. Izabeli Sz. groziło 5 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.
Sąd Okręgowy w Słupsku skazał kobietę na 1,5 roku więzienia bez zawieszenia. - Oskarżona zostawiła dzieci bez opieki, bo ważniejsza dla niej była koleżanka. Trudno sobie wyobrazić, jak cierpiało jej dziecko po spaleniu przez farelkę. W takiej sytuacji każda matka bierze natychmiast dziecko na ręce i biegnie z nim do lekarza, a nie pozwala cierpieć i doprowadza do śmierci - uzasadniała wyrok sędzia Jadwiga Miklińska.