Adrianna M. (32 l.) i Grzegorz K. (35 l.) mieszkają w Niekaninie od kilku lat. Sprawiali wrażenie zgodnej pary. Jednak sąsiedzi zauważyli, że pani Adrianna jakoś nie chwaliła się swoją trzecią ciążą. Gdy zaczął rosnąć jej brzuch, zachowywała się tak, jakby koniecznie chciała go ukryć. Zakładała szerokie swetry, spódnice. Ale nikt się nie spodziewał, że kobiecie tylko jedno chodzi po głowie - jak tu się pozbyć dziecka.
Adrianna M. była w domu, gdy w ósmym miesiącu ciąży zaczęła rodzić. Do tej chwili przygotowywała się przez ostatnie dni, a może i tygodnie. Dokładnie studiowała internetowe strony traktujące o wywołaniu porodu i samodzielnym jego odbieraniu w domu. Gdy urodziła córeczkę, zawinęła ją w worek, włożyła do walizki i zamknęła w szafie. Pewnie spokojnie czekałaby na konkubenta, aż wróci z pracy, gdyby nie nieustający krwotok. Miała przeczucie, że ten widok go zaniepokoi. I tak też było.
Mimo że kobieta zapewniała, że poroniła, płód spłynął do kanalizacji, a ona czuje się dobrze, Grzegorz K. wezwał pogotowie. Ekipa karetki natomiast powiadomiła policję. Funkcjonariusze zaczęli szukać noworodka. I dokonali makabrycznego odkrycia. Zwłoki dziecka były w szafie. Sekcja wykazała, że dziewczynka urodziła się żywa i zmarła, bo się udusiła. Adrianna M. ze szpitala trafiła do aresztu. Usłyszała już zarzut zabójstwa. Ojciec dziewczynki dał córeczce na imię Karolina i ją pochował.