Niemiecka polityka historyczna, zmierzająca do rewizji historii najnowszej, osiągnęła swoje apogeum. Oto nie jakaś faszystowska gazetka i nie Związek Wypędzonych, ale uznawany za poważny, lewicowy tygodnik "Der Spiegel" oskarża narody Europy, w tym Polskę, o udział w Holocauście. O pomocnictwo w zagładzie Żydów.
Wszyscy byliśmy antysemitami, Polacy, Francuzi, Belgowie, itd. Bez pomocy narodów Europy Niemcy nie byliby w stanie dokonać zagłady. Naród niemiecki może wreszcie odetchnąć z ulgą. Obozy koncentracyjne, krematoria, rzezie w gettach, te wszystkie haniebne zbrodnie spadają w równym stopniu na nas, Polaków, co na Niemców. Takiego scenariusza właśnie najbardziej się obawiałam i przed tym ostrzegałam wielokrotnie w swoich publikacjach.
Wybitny felietonista Stefan Kisielewski napisał kiedyś, że trzeba Niemcom patrzeć na ręce, bo im odbija mniej więcej co pięćdziesiąt lat. I to się zgadza. Zaczęło odbijać pod koniec lat osiemdziesiątych i dzięki milczącemu przyzwoleniu Europy, w tym także wolnej Polski, Niemcy systematycznie i konsekwentnie zaczęli przekazywać światu nowy obraz własnej historii. Najpierw Erika Steinbach i jej związek oskarżył Polskę o zbrodnie wypędzeń niewinnych Niemców z ich Heimatu. Temat podtrzymały i rozwinęły środowiska intelektualne, dziennikarze i naukowcy, dołączyli do nich politycy.
Nasze władze, za wyjątkiem rządów Prawa i Sprawiedliwości, bagatelizowały to zjawisko, wmawiając nam, że ci, co nas oskarżają, to margines narodu niemieckiego. Że trzeba patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość. Pełni wybaczenia i dobrej woli ani się obejrzeliśmy, jak staliśmy się współwinnymi Holocaustu. O co jeszcze oskarżą nas zachodni sąsiedzi? Hitler oskarżył nas o wywołanie drugiej wojny światowej. Czy historia się powtórzy? Przez wiele lat mieszkałam w Niemczech. Obserwowałam nieśmiałe próby dzielenia się Holocaustem z Francją Petaine'a i z Austrią. Istotnie, oba te państwa przyczyniły się do zagłady Żydów i nie było to żadne odkrycie. Jednak nikt wówczas nie ośmielił się w Niemczech oskarżyć Polaków, bo państwo Konrada Adenauera i Helmuta Kohla nigdy nie pozwoliłoby na rewizję historii.
Dziś Niemcy, którzy pamiętają wojnę i jej zbrodnie, odchodzą. Do głosu doszło pokolenie późno urodzonych, dla których wojna to filmy o wypędzeniach i poczciwym starym, schorowanym albo zbzikowanym Führerze. To coś w rodzaju gry komputerowej, tak dziwnej, że aż nierealnej.
Nasze władze zaprosiły kanclerz Merkel na obchody 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, zaprosiły też Władimira Putina. Przedstawicieli mocarstw, które dokonały w 1939 roku czwartego rozbioru Polski. Wczoraj prezydent Miedwiediew powołał komisję do walki z fałszowaniem historii drugiej wojny światowej. W tym samym czasie Niemcy bronią honoru nazistów, a Rosjanie Armii Czerwonej - i to nie jest zbieg okoliczności. Niemcy i Rosja znów pretendują do roli władców Europy. Ale aby to osiągnąć, trzeba wyczyścić historię ze zbrodni i terroru. Najlepiej kosztem innych państw, które nie potrafią lub nie chcą dbać o honor własnego narodu. Polska zdaniem Berlina i Moskwy najlepiej się do tego nadaje.
Znawczyni stosunków polsko-niemieckich, komentatorka "Wprost"