Dla rolnika takie nieszczęście to poważna strata. - Nie wiem, kiedy odbudujemy stado. Cała rodzina żyła z tych krów - martwi się teraz pani Maria, która nie kryje złości, bo tragedii można było uniknąć. Kabel, który doprowadzał prąd do ich domu był już bardzo stary.
- Pamięta jeszcze niemieckie czasy - mówi kobieta. Tego pechowego dnia, gdy kabel się zerwał, to mąż pani Marii - Włodzimierz Stefen (53 l.) - pracował przy krowach. - Zapędził je do poideł w oborze - wspominają małżonkowie. Chwilę potem uderzył w bramę wjazdową. Prąd poraził krowy, które stały niedaleko przy metalowych poidłach.
Zobacz: Ten żubr bardzo lubi krowy!
- To działo się tak szybko. Okropnie zaryczały i padały jedna po drugiej - ubolewa gospodyni. Rolnicy wycenili straty na blisko 100 tysięcy złotych. - Będziemy się upominać o odszkodowanie od zakładu energetycznego. Powinni wcześniej wymienić ten kabel, a nie czekać aż dojdzie do nieszczęścia. Również my mogliśmy zginąć - mówi na koniec kobieta. W sprawie padłych zwierząt swoje postępowanie prowadzi już złotowska policja.