- Mieliśmy być dwa tygodnie w Mielnie, ale wyjeżdżamy po kilku dniach. Jest zimno i leje deszcz, dlatego wypoczynek tu nie ma dla nas sensu - mówią zgodnie Agnieszka (35 l.) i Piotr (37 l.), którzy do Mielna ze Zduńskiej Woli przyjechali z trzema synami.
Poza tym w niepogodę zdecydowanie szybciej niż w upał topnieje kasa w portfelu. Urlopowicze snują się od knajpki do knajpki, piją, jedzą, kupują z nudów mnóstwo niepotrzebnych ciuchów i pamiątek.
Handlarze chcą zarobić
Tymczasem smażona ryba podawana na papierowej tacce w obskurnych budkach na Wybrzeżu kosztuje więcej niż w eleganckich restauracjach w Warszawie. Handlarze oferujący pamiątki, bursztyny, akcesoria plażowe, ubrania i zabawki windują ceny do granic możliwości. Chcą, by zarobek na wakacyjnych turystach zapewnił im byt przez cały rok.
Brud, tłok i hałas zamiast odpoczynku
Ładna pogoda też niewiele zmienia. Na plażach nie ma gdzie szpilki wcisnąć. Koc leży obok koca. Brudna i zimna woda w Bałtyku skutecznie odstrasza od plażowania i kąpieli. Do tego, gdy tylko powieje wiaterek, piach wciska się w każdą szparkę. Zgrzyta w zębach podczas jedzenia kanapek, zostaje we włosach, zasypuje gazety. Dochodzi do tego nieznośny hałas z dyskotek, obskurnych pubów i barów. Wiele z nich zbudowano wbrew zdrowemu rozsądkowi - wprost na samej plaży.
- Za rok na pewno wybierzemy się do ciepłych krajów - zapowiadają wczasowicze z Mielna.