Był mroźny poranek. Pan Sylwester szedł do samochodu, którym jeździł do pracy. W pewnym momencie jego wzrok przykuł kawałek świecącego metalu leżący w śniegu.
- Okazało się, że to grosik. Byłem zdziwiony, pierwszy raz znalazłem jakieś pieniądze na ulicy. Podniosłem go, chuchnąłem na szczęście i schowałem do kieszeni - opowiada mężczyzna, który chwilę później ruszył w drogę.
Przeczytaj koniecznie: Iwona Wieczorek nie żyje. Detektyw Rutkowski zakończył śledztwo
Nagle na zakręcie opel pana Sylwestra wpadł w poślizg. Auto wypadło z jezdni, uderzyło w drzewo, dachowało. - Szyby popękały, słyszałem huk i trzask zgniatanej karoserii. Myślałem, że za chwilę umrę. Ale gdy auto przestało się obracać, wydostałem się z wraku o własnych siłach - opisuje mężczyzna.
Samochód nadawał się już tylko do kasacji, a kierowca nie miał nawet draśnięcia! - Do tej pory myślałem, że jestem pechowcem, ale teraz wiem, że dzięki tej jednogroszówce stałem się prawdziwym szczęściarzem. Ten pieniążek ocalił mi życie - mówi z przekonaniem pan Sylwester.