We wtorek w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie, jaką Jarosław Kaczyński wytoczył Niesiołowskiemu. Poszło o wypowiedź posła PO na temat książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". W czasie jednej z telewizyjnych dyskusji Niesiołowski stwierdził, że napisano ją pod dyktando Kaczyńskiego.
Prezes PiS twierdzi, że to nieprawda, żąda przeprosin i odszkodowania - 10 tys. zł na cel społeczny. Poseł PO, który wnosi o oddalenie pozwu, przystaje natomiast przy swoim i twierdzi, że potrafi to udowodnić.
Tyle wynika z sądowych dokumentów. Sądząc jednak po zachowaniu obydwu polityków na pierwszej rozprawie książka o Wałęsie stała się jedynie pretekstem do personalnej wojny.
Prym w publicznym "praniu brudów" wiedzie na razie Stefan Niesiołowski, który jeszcze przed wejściem na salę sądową stracił nerwy.
- Pana Kaczyńskiego nie zamierzam nigdy przepraszać - stwierdził poseł PO i dodał, że jego celem jest wyeliminowanie z polskiej polityki "zarówno jednego jak i drugiego" Kaczyńskiego.
Prezes PiS na razie nie dał się wyprowadzić z równowagi, może dlatego, że pierwsze zeznania świadków - autorów spornej książki - potwierdzają jego wersję. Zarówno Piotr Gontarczyk, jak i Sławomir Cenckiewicz zgodnie twierdzili, że choć znali Jarosława Kaczyńskiego, nie kontaktowali się z nim podczas pisania książki.
Niesiołowski chce wyeliminować Kaczyńskich
2009-03-10
16:04
Jarosław Kaczyński i Stefan Niesiołowski spotkali się przed sądem. W teorii wszystko jest jasne. Ten pierwszy walczy o dobre imię, drugi o "prawdę historyczną". W praktyce sprawa bardziej przypomina jednak prywatną wojnę.