Godz. 19.30. Wicemarszałek Niesiołowski wsiada do auta swojego kolegi i rusza w kierunku Mokotowa. Po chwili zatrzymuje się przy restauracji i wraz ze swoim kompanem wchodzi do środka. - Byłem na kolacji z moim znajomym. Przyznaję, że byłem wyjątkowo głodny - tłumaczy "SE" Niesiołowski.
Panowie wybrali stolik w ogródku. Szybka lektura menu i na stole pojawiły się pierwsze frykasy. Najpierw przystawki, a do tego lampka wina. Polityk PO z wielkim apetytem zjadł swoją porcję, ale chyba nadal był głodny, bo zaczął podbierać jedzenie znajomemu. Zamówił też kolejną lampkę wina. Nagle przestał jednak delektować się trunkiem.
Ku naszemu zaskoczeniu Niesiołowski wziął nożyk i zaczął dłubać nim w... kieliszku. Co się stało? Czyż-by wicemarszałek Sejmu w obecności innych gości restauracji zapomniał o dobrych manierach? Ależ nie! Okazuje się, że do kieliszka wpadło mu kilka muszek, które polityk - jak się domyślamy - próbował uratować. W końcu znany jest ze swojej słabości do owadów. Dzięki nim zrobił nawet profesurę. Specjalnością naukową Niesiołowskiego jest bowiem m.in. entomologia (nauka o owadach). Mamy nadzieję, że marszałkowi udało się wybawić muszki z tej wielkiej opresji.