Godzina 14. Centrum Warszawy. Z prezydenckiego BMW wychodzi Lech Kaczyński w obstawie ochroniarzy. Całej sytuacji przygląda się podejrzanie wyglądający mężczyzna. Widząc prezydenta, tajemniczy osobnik rzuca się w jego kierunku, wymachując przy tym różą z ostrymi kolcami. Na dodatek w drugiej ręce trzyma opakowane w kolorowy papier pudło z nieznaną zawartością.
Przeczytaj koniecznie: Radosław Sikorski w Oksfordzie: Tuzin facetów we frakach zniszczył moje meble (VIDEO!)
Napięcie sięga zenitu. Na szczęście zimną krew zachowują funkcjonariusze BOR. Szybko zasłaniają Lecha Kaczyńskiego swoimi zwalistymi sylwetkami. Obezwładniają natręta i odprowadzają go na bezpieczną odległość. Czy to była próba zamachu?
- Mogę uspokoić, że zagrożenia dla prezydenta nie było. Zatrzymaliśmy mężczyznę, który, jak się później okazało, chciał tylko przedstawić prezydentowi swoje racje. Na prośbę Lecha Kaczyńskiego został wysłuchany i wypuściliśmy go - wyjaśnia nam Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR.
Patrz też: Prawybory w PO: Bili się młotkiem, radiem i pelargoniami
Tym razem incydent okazał się zupełnie niegroźny, ale nie zawsze tak jest. Podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego "zamach" na prezydenta udaremnili sami powstańcy. Przekazali BOR informację, że jeden z uczestników obchodów grozi śmiercią Kaczyńskiemu. Ochroniarze zatrzymali wtedy tego mężczyznę, który jak się okazało, od dawna był poszukiwany przez policję.