Potem straciła przytomność i dziś jest niemal całkowicie sparaliżowana. Nie wiadomo dlaczego.
Był piątek 30 stycznia 2009 r. Agnieszka Wittych miała jak zwykle wstać rano do pracy. Niestety, zwyczajny poranek zamienił się w koszmar. Kobieta nagle przestała panować nad swoim ciałem. Upadła i straciła przytomność. Została całkowicie sparaliżowana. Od tamtej pory dziewczyna jest przykuta do łóżka.
Patrz też: Jagielski walczy z boreliozą, grozi mu paraliż na wizji
- Nikt nam nie potrafi powiedzieć, co się wtedy stało i dlaczego - mówi smutno matka sparaliżowanej Agnieszki, Gabriela Krzykawska-Oset (59 l.). - Agnieszka była zdrowa. Uprawiała sporty - narty, pływanie, rolki, nawet pływała na żaglach. Kochała podróże. Miała wszystko - dobrą pracę, rodzinę i ukochaną córeczkę. Nagle to wszystko się jej zawaliło. Jej ciało stało się dla niej więzieniem. Kiedyś pomagała dzieciakom z domów dziecka, teraz sama potrzebuje wsparcia od ludzi dobrej woli - mówi jej mama, a z jej oczu płyną łzy.
Agnieszka Wittych od nieco ponad roku przechodzi żmudne rehabilitacje. Otuchy dodaje jej stale obecna z nią mama oraz zdjęcia ukochanej córeczki Poli (4 l.). - Rehabilitacja daje efekty. Agnieszka już nas słyszy i rozumie. Oczami potrafi się ze mną porozumieć. Od niedawna mogę ją także karmić łyżką.
Przeczytaj koniecznie: Tak Rosjanie wyrolowali Pawlaka
Nie potrafi się jeszcze poruszać i mówić - mówi Gabriela Krzykawska-Oset. Mama Agnieszki wierzy, że żmudne ćwiczenia doprowadzą córkę do stanu, w którym będzie mogła normalnie żyć. Jednak zabiegi pochłaniają mnóstwo pieniędzy, a trwać będą latami. - Zabiegi, sprzęt i leki dla Agnieszki to wydatek około 6 tys. zł miesięcznie. Prosimy z całego serca wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc w leczeniu - apeluje Gabriela Krzykawska-Oset.