Choć od tej makabrycznej zbrodni minęły już blisko dwa lata, to jej sprawców wciąż nie wykryto. - Może Bóg wybaczy mordercom, ale ja nie potrafię - łka kobieta, zapalając znicz na grobie 27-latki, pochowanej na wiejskim cmentarzu w Sokolanach (woj. podlaskie). Podobno czas leczy rany, ale dwa lata to zbyt mało, aby złagodzić ból w sercu Haliny Acewicz. - O Agnieszce myślę każdego dnia - mówi kobieta, wpatrując się w przytwierdzone do nagrobnej płyty zdjęcie ukochanej córki.
Patrz też: Kidałowice, podkarpackie: Kolega zgwałcił, udusił i spalił Magdę
Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. Był 21 stycznia 2009 roku - Dzień Babci, a Agnieszka Michniewicz mieszkała w Sokółce (woj. podlaskie) właśnie razem z babcią Anną Kurczewską (73 l.). Tego dnia starsza kobieta nie zapomni do końca życia. Po powrocie do mieszkania odkryła zmasakrowane zwłoki swojej wnuczki, leżące na podłodze w kałuży krwi.
Śledztwo wykazało, że 27-latka została brutalnie zgwałcona, a następnie zamordowana 11 ciosami noża. Policja przez blisko dwa lata śledztwa zebrała mnóstwo śladów i sporządziła portrety pamięciowe sprawców, a mimo to mordercy wciąż pozostają na wolności.
- Wierzę, że pewnego dnia sprawiedliwość dosięgnie te bestie i wtedy spojrzę im głęboko w oczy, choć bardzo boję się tej chwili - mówi pani Halina. - Gdyby to był nieszczęśliwy wypadek, a nie gwałt i morderstwo, wybaczyłabym, ale w takim przypadku po prostu nie potrafię. Może Bóg im wybaczy, bo ja nie jestem na to gotowa - dodaje kobieta, ocierając łzy napływające do oczu.
Przeczytaj koniecznie: Niegardów, małopolskie: Sąsiad zamordował matkę i córkę. Po zbrodni popełnił samobójstwo