Śmierć dziecka dla każdej matki jest ciosem prosto w serce. Ale Eugenia Dubińska cierpi szczególnie. Bolesne są zwłaszcza wizyty na cmentarzu. Wtedy zawsze stają jej przed oczami potworności, których dopuścił się jej zięć.
Grażyna i Wojciech po ślubie w 2008 roku zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Siemiatyczach. Młoda kobieta nie wiedziała wtedy, że mąż jest narkomanem i handlarzem narkotyków. Gdy prawda wyszła na jaw i mężczyzna trafił za kraty, 22-latka zażądała od niego rozwodu. Wolny pokój w mieszkaniu podnajęła koleżance, Iwonie R. (29 l.).
Wojciech P. nie mógł pogodzić się z odrzuceniem. 6 września 2010 roku na przepustce z więzienia odwiedził w mieszkaniu żonę i jej koleżankę. Między małżonkami wybuchła awantura. Oszalały z zazdrości 34-latek chwycił nóż. Zaczął na oślep dźgać nim obie kobiety. Ciężko ranna Iwona R. zdołała uciec. Grażyna nie miała tyle szczęścia. Kiedy padła martwa w kałuży krwi, mąż zbezcześcił jej ciało, zaspokajając swoje chore żądze.
Na szczęście szybko wpadł w ręce policji. Właśnie trwa jego proces. Wkrótce usłyszy wyrok - grozi mu dożywocie.
- Zięć błagał mnie w listach z więzienia o przebaczenie. Nie zrobię tego. Przenigdy! - mówi twardo matka 22-latki. - Wiem, że Bóg chce, byśmy byli miłosierni. Ale ja nie potrafię... Nie po tym, co robił ten potwór... - dodaje pani Eugenia, stojąc nad grobem córki na cmentarzu w Siemiatyczach.