Na stoliku w szpitalu, w którym umierała aktorka, leżała karteczka. Informowała ona, że Nina Andrycz przyjęła sakramenty pokuty, namaszczenia chorych i eucharystii. Był tam też podpis: ks. Mieczysław Królik. To znany warszawski kapelan szpitalny. Duchowny zdradza nam, jak do tego doszło.
- Czekała na mnie. Miała łzy w oczach. Sama poprosiła mnie o rozmowę. Pojednała się z Bogiem. Ja jestem tylko pomocnikiem, wszystko jest w rękach Boga - mówi nam ksiądz.
Postępowanie Niny Andrycz może się wydać niezrozumiałe. Przecież w swojej ostatniej książce "Patrzę i wspominam" szczerze pisała o aborcji. Opisywała, jak usunęła drugą ciążę ze związku z Józefem Cyrankiewiczem, PRL-owskim premierem. Ale aktorka już jako nastolatka wiedziała, że nie będzie mieć dzieci, że życie poświęci teatrowi.
Zobacz: Ostatnia wola Niny Andrycz: taki chciała mieć pomnik
W dodatku była kojarzona z elitami komunistycznymi. Była ozdobą światowych salonów, znajomą wielu czerwonych dyktatorów. A wreszcie rozwodniczką.
Teraz będzie miała katolicki pogrzeb.
Ksiądz Janusz Koplewski, przyjaciel gwiazd, mówi, że aktorka ma do tego prawo. Przypomina, że gdy chował Leona Niemczyka (83 l.), były problemy. - Był wyspowiadany, namaszczenie przyjął, komunię i proboszcz nie chciał go pochować, bo aktor miał sześć żon. Wtedy kanclerz kurii łódzkiej dał mi zgodę - opowiada ksiądz i dodaje: - Pani Nina pojednała się z Bogiem. Zostało jej przebaczone to, co popełniła za życia.
Natomiast jej wieloletnia przyjaciółka mówi nam: - Nina nigdy nie chciała walczyć z Kościołem. Uważała się za katoliczkę. Chciała mieć katolicki pogrzeb...
Ceremonia odbędzie się w poniedziałek. Rozpocznie się mszą w kościele pw. św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach.