Adam K. (42 l.) i Anna P. (34 l.) z piątką swoich dzieci dopiero od miesiąca wynajmowali trzypokojowe mieszkanie na parterze kamienicy przy ul. Limanowskiego. Wprowadzając się do niego, nie przypuszczali, że stanie się dla nich śmiertelną pułapką.
W nocy z poniedziałku na wtorek któryś z sąsiadów zauważył w oknach płomienie. - Zgłoszenie o pożarze otrzymaliśmy o godz. 0.31 - mówi Michał Antczak z łódzkiej straży pożarnej. Już kilka minut później na miejscu były pierwsze zastępy. Ogień szalał, szyby pękały. Ratownicy nie mogli dostać się do środka. Okna były zakratowane, w drzwiach od klatki schodowej potężne skoble. Strażacy musieli piłami rozcinać zabezpieczenia. Odnaleźli też drugie drzwi do mieszkania prowadzące bezpośrednio z podwórka. W końcu wpadli do środka jednocześnie trzema drogami - przez jedno z okien i oba sforsowane wejścia.
- W jednym pomieszczeniu ratownicy odnaleźli kobietę z dzieckiem, natychmiast wynieśli ich do karetki - opisuje Antczak. - W drugim pokoju była trójka dzieci - dodaje. Trzecie pomieszczenie udało się przeszukać dopiero po zalaniu go wodą przez okno. Niestety, strażacy natrafili tam na zwłoki mężczyzny i malutkiej dziewczynki. Oboje leżeli na podłodze.
Wszyscy uratowani trafili do szpitali. W najcięższym stanie jest Anna P., która ma poparzone 60 proc. powierzchni ciała. Śmigłowcem została przetransportowana do specjalistycznej kliniki w Łęcznej.
Najstarszy syn Adrian (12 l.) ma poparzone drogi oddechowe. Jest nieprzytomny, podłączony do respiratora. Jego trzej bracia: Dawid (10 l.), Kacper (4 l.) i Oskar (3 l.) mieli więcej szczęścia. Są w szoku, ale mają tylko niegroźne obrażenia. Teraz z niepokojem czekają na informacje o losie mamy.