Drzewa się łamały, padając na domki, namioty i auta. Strażacy doliczyli się ponad stu potężnych pni, które złożyły się pod siłą wiatru. Nowy jeep pana Sławomira nadaje się teraz na złom, ale wyhamował impet upadku drzewa. - Zawisło kilkanaście centymetrów nad dachem domku, w którym spała trójka dzieci - opisuje mężczyzna.
Żeglarze też liczą straty. Wiatr wypchnął łódki z przystani, rzucił je na ląd. - To cud, że nikt nie zginął - mówi Janusz Buczny. Horror wczasowiczów trwał kilkanaście minut. Później nad ośrodkiem zaległa martwa cisza.