Co prawda pamiętam jeszcze dokładnie, jak święta (obojętne, czy te wielkanocne, czy bożonarodzeniowe) kojarzyły mi się z męką rodzinnych spotkań, krawatem, który wciąż uciska tętnice szyjne, i niewygodnymi lakierkami, ale teraz nic z tej niechęci nie zostało. Więcej! Cieszyłem się jak dziecko, gdy zobaczyłem drugiego swojego szwagra, który wraz ze sporą rodziną do nas przyjechał z daleka.
Siedzieliśmy całą gromadką przy stole i gaworzyliśmy na tematy różne. Na spacer poszliśmy. I dyngusa w poniedziałek obowiązkowo. Było cudnie...
Dopiero po dłuższych rozmyślaniach, kiedy wczoraj wieczorem samotnie już zasiadłem przed telewizorem, odkryłem, dlaczego tak dobrze się bawiłem. Nikt z nas słowem o polityce nie powiedział. Ani o Tusku, ani o Lechu. Znaczy, że normalniejemy? Mam taką nadzieję i tego samego Państwu życzę.