Super Express: - Jak ocenia pan nawoływania do jak najszybszego wejścia Polski do strefy euro?
Ryszard Petru: - Przy obecnym kursie waluty wejście Polski do strefy euro byłoby dla nas bardzo niekorzystne. Poza tym nie można tego zrobić z dnia na dzień. Dlatego, że najpierw trzeba znaleźć się w tzw. przedsionku, jakim jest ERM2, w którym oczekuje się na dalsze decyzje, bacznie obserwując sytuację na rynkach. Przypomnę tylko, że Słowacja przed wejściem do strefy euro dwa razy musiała umacniać kurs swojej waluty.
- W takim razie kiedy najwcześniej moglibyśmy wprowadzić euro?
- Najszybszą ewentualną perspektywą dla Polski jest okres dwóch i pół roku. Nie ma możliwości przyspieszenia tego procesu, gdyż w tym wspomnianym przeze mnie przedsionku trzeba być dwa lata, a potem KE musi mieć około pół roku na ocenę naszej sytuacji ekonomicznej. Poza tym polskie prawodawstwo nie jest jeszcze do tego przygotowane. Nie wiadomo też, czy jesteśmy w stanie utrzymać stabilną złotówkę - przy tak wielkich zawirowaniach na rynkach walutowych ciężko będzie to osiągnąć. Tak więc nawet te dwa i pół roku wydają się mało prawdopodobnym terminem. Szczerze mówiąc, uważam, że realnie możemy wejść do euro za trzy i pół roku, czyli w styczniu 2013 roku.
- A gdyby to się stało przy takim kursie euro, jaki mamy dziś...
- Ten bardzo niekorzystny kurs oznaczałby, po pierwsze, wzrost inflacji w Polsce, a po drugie, bardzo dla nas zły przelicznik waluty. Trzeba mieć też świadomość tego, że przez najbliższe kilka lat coś z tym kursem będzie się działo. Zwykle jest tak, że podczas wchodzenia poszczególnych krajów do strefy euro ten kurs się umacnia. Dlatego że rynek po prostu "wierzy" w to, że ta waluta będzie bezpieczniejsza. U nas złoty znacznie się osłabił, ponieważ mamy do czynienia z paniką na rynkach, gdyż jesteśmy wrzucani przez inwestorów do tego samego worka co Rosja, która ma bardzo złą sytuację ekonomiczną. Wejście Polski do strefy euro w naturalny sposób spowoduje umocnienie się kursu waluty obowiązującej w naszym kraju.
- Ryszard Bugaj w rozmowie z "SE" twierdzi, że wprowadzenie euro po kursie zbliżonym do 5 złotych poważnie wstrząsnęłoby budżetem osób biednych, zwłaszcza emerytów. Z tego powodu, że tańsze będą towary luksusowe, np. samochody, a większość produktów codziennego użytku podrożeje.
- Tak, to prawda. Dzisiejszy kurs euro jest dla nas po prostu wielce niekorzystny. Kurs, przy którym dokonuje się zmiany waluty, musi być kursem równowagi. Zupełnie inaczej wyglądałyby prognozy ekonomistów, gdyby kurs euro kształtował się na poziomie około trzech złotych. W jednym się nie zgodzę z doktorem Bugajem. Moim zdaniem wprowadzenie euro w Polsce, gdy osiągnął on cenę niemal 5 zł, jest niekorzystne również dla osób zamożnych. Dlatego, że wtedy będą drożały wszystkie produkty, również te luksusowe.
- Doskonałym przykładem tego, że po wprowadzeniu euro w danym kraju życie staje się droższe, jest Słowacja...
- To nie do końca prawda. Dlatego że gospodarka słowacka jest na tym samym poziomie, co wcześniej, natomiast polska gospodarka znacznie osłabła. W związku z tym u nas jest o 40-50 procent taniej niż na Słowacji. Wynika to przede wszystkim z faktu, że my po prostu jesteśmy teraz biedniejsi, a nie z tego, że oni nagle stali się bogatsi.
Ryszard Petru
Główny ekonomista banku BPH