Jolanta C. przyszła do pracy na nocną zmianę ze środy na czwartek. Była w siódmym miesiącu ciąży, ale sprytnie ukrywała przed wszystkimi, że nosi pod sercem nowe życie. Kiedy w środku nocy odeszły jej wody płodowe i dostała skurczów, zamiast wezwać pogotowie, wyszła z hali produkcyjnej. - Muszę zapalić, bo coś źle się czuję - tłumaczyła koleżankom. Kobieta urodziła pod płotem. Córeczkę rzuciła w krzaki jak szmacianą lalkę. Potem... wróciła do pracy. Zakrwawione maleństwo leżało dwa dni w potwornym skwarze. Nikt nie słyszał jego płaczu... I zmarłoby niechybnie, gdyby wyrodna matka nie zaczęła się martwić o siebie. Ciągle krwawiła po porodzie i poszła do lekarza. Ginekolog nie miał wątpliwości, że urodziła dziecko. Ona nie chciała powiedzieć, gdzie ono jest. Dopiero następnego dnia Jolanta C. przyznała policjantom, że wrzuciła córeczkę w krzaki. Nie powiedziała jednak, gdzie... Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwanie noworodka. Policja wezwała na pomoc strażaków. Noworodka udało się odnaleźć dopiero późnym wieczorem. Na szczęście dziewczynka żyła. Pokonała głód i upał. - To prawdziwy cud - twierdzi dr Barbara Chomik, ordynator Oddziału Intensywnej Terapii Noworodka Szpitala Wojewódzkiego w Elblągu.\
Zobacz: Matka WYRZUCIŁA DZIECKO do POJEMNIKA NA SZKŁO! Pokaleczony noworodek cudem przeżył!
Maleństwo ma poważną niedowagę i jest ciągle odwodnione. Ale jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. - Prokuratura postawiła wyrodnej matce zarzut usiłowania zabójstwa - mówi Anna Fic z olsztyńskiej policji. Jolanta C. nie została jednak aresztowana. Ma jedynie meldować się co kilka dni na policji. Nie znalazła czasu, żeby odwiedzić swoją córeczkę w szpitalu. Kobieta, jakby nigdy nic się nie stało, spędza czas w rodzinnym domu. Uśmiechnięta popija kawę w ogrodzie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail