- O co to zamieszanie? Przecież nikomu nic się nie stało - pyta bezczelnie Robert K. (18 l.).
Chłopak wraz z kolegą Sebastianem G. (28 l.) przez blisko 3 lata terroryzował cały Nowy Dwór Mazowiecki, wzniecając pożary.
Wszystko zaczęło się w kwietniu 2008 roku. To właśnie wtedy spłonął wielki skład papieru. Kilkanaście jednostek straży przez niemal dobę walczyło z szalejącym żywiołem. Straty wyniosły prawie milion złotych. Niecałe dwa tygodnie później ogień pojawił się w opuszczonym budynku przy ul. Przejazd.
Wtedy ratownicy ewakuowali kilka sąsiednich budynków. Tylko cudem udało się zatrzymać rozprzestrzeniające się płomienie i dlatego nic nikomu się nie stało. Potem pożary wybuchały już regularnie co kilka tygodni. W 2010 roku płomienie strawiły zabytkowy gołębnik na Terenie Twierdzy Modlin.
Patrz też: Jacek T. syn członka rady nadzorczej Legii SPALIŁ 9 aut ZDJĘCIA + WIDEO
Przerażeni ludzie zastanawiali się, kto za tym stoi, a policja długo szukała podpalaczy. W końcu jednak stróże prawa odkryli prawdę. Okazało się, że za wszystko odpowiada dwóch miejscowych strażaków ochotników. - Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że osoby podejrzewane o spowodowanie pożarów same mogły brać potem udział w akcjach gaśniczych - wyjaśnia mł. asp. Jwona Jurkiewicz (37 l.) z nowodworskiej policji.
Starszy z przestępców Sebastian G. wcześniej trafił już do aresztu za kradzieże. Już za kratami przyznał się do dwóch podpaleń. Młodszemu Robertowi K. śledczy udowodnili, że trzy razy podłożył ogień. Nie trafił jednak do aresztu. Na proces czeka w swoim domu. W połowie maja sprawa trafiła do sądu. Obu podpalaczom grozi do 10 lat za kratami.