Janusz P. zginął od kul w listopadzie ubiegłego roku. Stołeczni policjanci nie komentują sprawy, ale reporterom "Super Expressu" udało się ustalić, jak mogło wyglądać zabójstwo.
Zginął na działce
Wszystko wydarzyło się 18 listopada zeszłego roku. "Jancio" wraz z konkubiną przyjechał do jej domku letniskowego w Błędowie. Zamachowiec czekał na niego w krzakach. Kiedy 58-latek wyjmował torbę z bagażnika samochodu, z zarośli od strony rzeki padły strzały z pistoletu. Janusz P. zginął na miejscu. - To była typowa egzekucja - mówi nieoficjalnie jeden z policjantów.
Patrz też: Skandal! Morderca naszej córki dostał tylko 15 lat
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/morderca-naszej-corki-dosta-tylko-15-lat-aa-VQeK-jhin-iaUJ.html
Gangster starej daty
Janusz P. był doskonale znany policjantom. Funkcjonariusze uważają, że swoją karierę zaczynał w latach 90. na Wolumenie. Szybko piął się w gangsterskiej hierarchii. Zaczynał od ściągania haraczy od handlarzy. Działał w gangu żoliborskim, później nowodworskim, a ostatnio bratał się z przestępcami z Mokotowa. Śledczy podejrzewają, że mężczyzna działał też w narkobiznesie. Możliwe, że motywem zabójstwa były właśnie rozliczenia pomiędzy grupami przestępczymi.
- Każdy, kto widział lub rozpoznaje mężczyznę z portretu, proszony jest o kontakt pod numerami tel. 997 lub 112 - mówi Dorota Tietz ze stołecznej policji.