- Najpierw bestia zaatakowała bydło mojej siostry. Nowo narodzony cielak został pożarty niemal w całości - mówi pani Ewa.
- Potem dobrał się do mojego stada. Cielaczka broniły jałówki. Jestem przekonana, że stoczyły walkę z bestią. Jedna ma na zadzie ślady pazurów, które moim zdaniem pozostawił duży kot. Jeden ślad jest poniżej pozostałych trzech, tak jakby bestia wbiła się w skórę czwartym pazurem - opisuje.
Mieszkańcy wsi uważają, że do okolicznych lasów wprowadziła się puma albo ryś. Boją się nie tylko o bezpieczeństwo stad, ale i własne.
- Ta bestia bez problemów pokonała ogrodzenie z siatki i wlazła na moje podwórko. Strach wychodzić z domu. Krowy też to czują. Jak nigdy chętnie wracają do obory i dopiero tam się uspokajają - Ewa Zakierska z obawą spogląda w stronę lasu.
Anna Igiel, powiatowy lekarz weterynarii w Świdwinie, nie wyklucza, że cielaki zabił drapieżnik z rodziny kotowatych.
- Relacja pracownika, który był na miejscu i widział zagryzione cielaki, oraz zdjęcia zrobione zaatakowanym sztukom pozwalają przypuszczać, że zabójcą mógł być jakiś kot. Ale jaki konkretnie, tego nie wiem - mówi. - Mam nadzieję, że drapieżnik nie ponowi ataków na bydło - dodaje.