We wtorek Beata B. (36 l.) z miejscowości Trębaczew zabrała piątkę swoich dzieci - Ewunię (5 l.), Hanię (7 l.), Kasię (11 l.), Mietka (14 l.) i Andrzeja (15 l.) - nad oddaloną kilka kilometrów od domu Wartę. Towarzyszyła im pracownica ośrodka pomocy społecznej, która pomaga rodzinie w codziennych obowiązkach. Gdy dotarli nad rzekę, dzieci bardzo nalegały, żeby się wykąpać. - Ta pani z pomocy społecznej z najmłodszą dziewczynką została na brzegu. Mama z czwórką dzieci weszła do wody - wynika z zeznań jednego ze świadków, do których dotarliśmy.
- Dzieci trzymały się za ręce. Może dla bezpieczeństwa. Nie oddalały się zbytnio od brzegu, ale tam chyba jest uskok, bo jedna z dziewczynek straciła równowagę i pociągnęła za sobą siostrę. Bracia próbowali je wydobyć z wody, ale sami się zanurzyli. Mama w ostatniej chwili złapała się gałęzi i jakoś wydostała się z wody - opisywał świadek.
>>> Rzeka zabrała matce czworo dzieci
Niestety - w jednej sekundzie doszło do tragedii! Najpierw 7-letnia Hania natrafiła na dnie rzeki na uskok i znalazła się pod wodą, pociągnęła za sobą siostrę... Bracia rzucili się na ratunek i nie wypłynęli już na powierzchnię. Matka uratowała się chwytając się gałęzi.
Kobieta jest w szoku po śmierci dzieci. Niestety, jak już wiemy, ciało czwartego dziecka zostało znalezione i zidentyfikowane przez ojca.
>>> Odnaleziono ciało 14-latka, który utopił się w Warcie
Znajomi rodziny są w szoku. - Ta kobieta bardzo dbała o swoje pociechy - mówi Małgorzata Nowak (52 l.) ze sklepu, w którym Beata B. robiła zakupy. - Niczego im nie brakowało. Inne dzieci chodzą się tam kąpać same, a ona była z nimi, czuwała - dodaje.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci dzieci. Bogdan Górecki, zastępca burmistrza w Działoszynie, uważa, że tragedii z pewnością nie jest winna pracownica, która towarzyszyła matce.
- Nie dopatruję się tutaj winy pracownicy. Jeżeli policja i prokuratura dopatrzą się nieprawidłowości w jego działaniu, wówczas poniesie ona odpowiedzialność karną - mówi w rozmowie z "TVN24".
- Dzieci były już przygotowane do wyjścia nad wodę, pracownik nie mógł realizować swojego planu. Realizację swoich zadań przeniósł nad wodę, nie mając rozeznania co do miejsca - bronił pracownika Górecki.
W związku z tragedią Prokuratura Rejonowa w Wieluniu wszczęła śledztwo mające na celu wyjaśnić okoliczności zdarzenia.
Ratownicy przypominają, by nie kąpać się w miejscach nieoznakowanych lub zabronionych. My również apelujemy - z wodą nie ma żartów!