O dobrych stronach powodzi - nieśmiało

2010-05-22 21:32

Są jednak dobre strony powodzi - mówił nieśmiało szwagier do sąsiadów. Bo tam rodzina z terenów zalewowych przyjechała i jeszcze emocji w ludziach było tyle, że łatwo mógł w twarz wziąć. - Bo o książki i informatyzację mi chodzi - kontynuował już nieco pewniejszy.

Bo sam pamiętam ciężki, duszny lipcowy wieczór 1997 roku we Wrocławiu. Kto mógł, darł do piwnic Biblioteki Uniwersyteckiej przy Szajnochy, by pomóc wynieść tony książek, którym groziło zalanie. Wczoraj jak słyszę to samo działo się na Uniwersytecie Opolskim. Też ratowano zbiory. To ja uważam, że to wszystko bez planu jest. Po co męczyć ludzi?

Trzeba te wszystkie księgi do komputera wpisać i jak będzie jakaś kolejna powódź, to pani bibliotekarka brałaby dwa trzy dyski pod pachę i chodu na dach. Proste i bezpieczne.

Zapytacie, a co z cennymi historycznymi księgami? To ja zapytam też. A kto trzyma te cenne w piwnicy? I tyle.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki