Od początku śledztwa w tej koszmarnej sprawie było wiadomo, że sprawców musiało być kilku. Dwóch, a może nawet trzech. Niedawno prokuratura na nowo przyjrzała się sprawie. W efekcie do aresztu trafił Ireneusz M. To on, jak teraz twierdzą śledczy, gwałcił Małgosię. To on wraz z pozostałymi oprawcami zostawił dziewczynkę na mrozie i tym samym skazał ją na śmierć. Przez 20 lat od momentu popełnienia zbrodni ci zwyrodnialcy byli na wolności, a w celi siedział niewinny Tomasz Komenda.
Wiadomo, że prokuratura wciąż prowadzi szeroko zakrojone śledztwo, aby schwytać pozostałych sprawców zbrodni w Miłoszycach. O szczegółach informować jednak nie może.
- Moim zdaniem to kwestia czasu, kiedy reszta sprawców trafi przed oblicze prokuratora - mówi dr Krzysztof Klementowski, psychiatra z Wrocławia. - Te osoby muszą czuć teraz tak ogromną presję, że nie mogą normalnie funkcjonować. Boją się. Wiedzą, że prawda zaraz wyjdzie na jaw. Nie zdziwię się, jeśli sami się zgłoszą na policję - mówi nam lekarz.
Czy przez tyle lat gwałciciele mogli robić krzywdę innym kobietom? Czy po tym, jak raz przekroczyli granicę i zgwałcili oraz zamordowali dziewczynkę, mogli robić to częściej? Tego, niestety, nie można wykluczyć.
- Są osoby, które powtarzają zbrodnie - mówi nam Malwina Szczygłowska, wrocławska psycholog. - Dotyczy to zwłaszcza przestępstw na tle seksualnym. Sprawcy zbrodni w Miłoszycach prawie na pewno mają zaburzenia seksualne. Niewykluczone, że w inny sposób, niż gwałcąc, nie potrafią zaspokoić swoich pragnień. Oczywiście wątpliwe, żeby dokonywali kolejnych zbrodni wspólnie. Ale pojedynczo mogli krzywdzić kobiety nawet wiele razy - dodaje Malwina Szczygłowska.
Czy wszyscy prawdziwi sprawcy tamtej potwornej zbrodni poniosą karę za swój odrażający czyn? Wszystko w rękach policji...