Dotyczącej ogórka. Dla mnie to tym bardziej wkurzające, że sprawa ta omal nie skończyła się moim rozwodem - oczywiście z żoną, a nie z Unią. Bo o ile wiem, z tą drugą rozejść się nie mogę.
Ale do rzeczy. Jako człek praworządny od chwili naszego z Unią mariażu krok po kroku w zarządzanym przeze mnie przedsiębiorstwie DOM wprowadzałem europejskie przepisy. Wbrew protestom współużytkowników DOM-u również te no... trudne. Koniec końców nawet ogórki kazałem kupować proste. Tak chciała Unia. Żona wprawdzie mruczała coś o durniach i innych kretynach, co powodowało coraz dłuższe okresy niekohabitacji (jak między prezydentem a premierem). W końcu zagroziłem wyprowadzeniem środków konsumpcji na zewnątrz, czyli rozwodem i ucichło.
Aż tu nagle nóż w plecy! Unia od przyszłego roku nie będzie żądać PROSTEJ KRZYWIZNY OGÓRKA! Żona znów mruczy o kretynach i innych durniach. A ja? Ja? Kombinuję, jak rozwieść się z Unią.