W skrócie rzecz ujmując, zakrzyknął Palikot: Oj, on nie nasz! Raczej PiS. I tym prostym komunikatem dotarł do wszystkich biorących udział w prawyborach członków Platformy. Uświadamiając im, że nasz, czyli ich jest tylko Bronisław Komorowski. To bardzo cwany ruch pijarowski - chwalił szwagier.
Zaraz po tym, jak oburzone władze partii zaczęły myśleć o wyrzuceniu Palikota z szeregów - za niegodny sposób upokarzania Sikorskiego - odezwał się podobno (jak twierdzi Palikot) sam Komorowski. Miał rzec Tuskowi premierowi, że jeśli wyrzuci posła z Lublina, on zrezygnuje z kandydowania. Bardzo to piękny gest. Gest przyjaźni. Też cwany. Chcesz mnie Tusku, zostaw Palikota, pijarowca mojego.
Po takim szantażu dzielny Tusk powinien wyrzucić Palikota! Wtedy Komorowski odchodzi. Na placu boju zostaje triumfujący Sikorski. Wszystko OK. Tylko premier zasypiając, słyszałby stale przestrogę Palikota: Oj, on nie nasz... A źle sypiać nie chce.