Słuchałem tego wywodu cierpliwie, ale po dwóch kwadransach miałem dosyć, bo chciałem w spokoju „Barwy szczęścia” obejrzeć. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem szwagrowi kupione na bazarku „szynkę babuni”, „salceson dziadusia”, „kiełbaskę stryjenki”, co to niby tradycyjne, zdrowe i smaczne. Choć raptem kilka dni temu wędliny kupiłem, a nie 23 lata temu, to się obślizgłe i cuchnące jakoś zrobiły. Po takim treningu, jaki nam na codzień masarze polscy urządzają, szprycując wędliny soją,wodą, glutaminianem sodu, łojem i niemal wszystkim, co tylko chemicy zdołali stworzyć, szwedzkie mięso zaszkodzić nam nie może. Choćby nawet i 100 latmiało.
O wyższości polskich wędlin
2009-09-25
2:00
– Szwedzi to nas potruć chcieli – zakomunikował mi wstrząśnięty szwagier. – Wysłali do nas mięso, co 23 lata miało i zjedliśmy tę truciznę – trząsł się z oburzenia. Potem wygłosił jeszcze tyradę, jak to obcy pomiot próbuje niszczyć nasze polskie wędlinki.